Dzień wcześniej całą paczką wybraliśmy się do pizzeri. Niestety, za dużo z tego wyjazdu nie skorzystałam. A raczej wypadu. Co do moich upodobań smakowych, pizza nie leży na szczycie listy ,,ulubione". Bardziej... Znienawidzone.
Eric starał się mnie przekonać, by choćby posmakować coś, co w jego mniemaniu jest najlepszym przysmakiem, ja jednak byłam sceptycznie nastawiona do konsumowania danego posiłku.
- Chociaż kawałek - powiedział, podkładając pod moje usta. Spojrzałam na kawałek, jaki trzymał w dłoniach. Ser spływający z pieczarek i salami, sos pomidorowy pomieszany z sosem czosnkowym i kruche, cienkie ciasto.
- Nadal odmawiam - powiedziałam, dotykając jego dłoni i odsuwając od siebie.
Z głodu nie umarłam, ale jednak to nieliczne z uczuć, jakie posiadam, dawało o sobie znać. Koszmar.
W tej chwili siedziałam w ławce, bawiąc się ołówkiem i odliczając sekundy do przyjścia Ericka.
Jednak on nie pojawił się. Ani na tej lekcji. Ani na kolejnej. Ani do końca dnia.
Nie napisał do mnie żadnego sms-a. Nie zadzwonił. To tak, jakby rozpłynął się w powietrzu.
Może ja i Eric nie znaliśmy się długo, ale zakwalifikowałam go do grona przyjaciół. Poza tym, był intrygujący. Niewiele ludzi mogło mieć na mnie jakikolwiek wpływ. Eric mógł się jednak tym szczycić.
Coraz mniej dokuczał mi alarm w mojej głowie, mówiący o tym, że Eric jest nieprzewidywalny i nie da rady go kontrolować. To nie miało znaczenia. Moja natura przegrywała tu z jego egzystencją, a on najwyraźniej zdawał sobie z tego sprawę.
Po szkole wróciłam do swojego tymczasowego miejsca zamieszkania, by posilić się przed odwiedzeniem Blacka. Nie miałam zamiaru stać z opuszczonymi rękoma i w dalszym ciągu udawać, że nic co związane z nim mnie nie interesuje. Coraz bardziej jego osobowość miała wpływ na ściągnie mojej maski, którą tak dobrze zakładałam każdego dnia, by nie dać poznać się innym.
Brak dostępu do naszej osoby, to najłatwiejsza linia obrony. Ludzie, którzy nie mają wstępu do naszego życia, lub ich udział jest znikomy, nie mają szans nas zranić w jakikolwiek sposób. Zranienie to coś, czego ja się obawiałam.
Tak dużo razy inni wykorzystywali moje słabości, że starałam się stworzyć barierę ochronną, która utrudniłaby innym dostęp do mnie.
Wszelakie mury, jakie udało mi się zbudować od chwili wypadku, Eric po prostu niszczył cegiełka po cegiełce.
A ja mu ufałam. Wiedziałam, że mogę to zrobić. Miał w sobie coś takiego, co pozwalało mi myśleć, że właśnie to jest właściwe.
Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, po czym ruszyłam w stronę jego miejsca zamieszkania.
Pogoda w tym dniu jak najbardziej mi dopasowywała. Nie miałam jakiś szczególnych upodobań czy wymagań. Potrafiłam cieszyć się z małych rzeczy.
Nie minęła godzina, a znalazłam się na posesji Blacków. Nie miałam okazji poznać nikogo z jego rodziny. Nawet nie wiedziałam, z kim tak naprawdę mieszka.
Udało mi się ustalić, że Eric nie ma rodzeństwa. Był jedynakiem. Ale jak na jedynaka był niesamowicie przyciągającą osobą.
Zadzwoniłam w drzwiach furtki, obserwując przestronny ogród, tak idealnie i świetnie dopasowany do zewnętrznego wystroju apartamentu.
Kiedy po raz pierwszy tam zawitałam byłam oszołomiona. Nie tylko całym bogactwem Erica i jego rodziny, czy niesamowitego mieszkania. Bardziej tym, że Eric był niesamowicie skromny, nigdy nie dał mi odczuć, że jestem gorsza, czy nawet nigdy nie wspominał o sprawach pieniężnych. Chyba byłam jedyną osobą spoza grona rodziny, która znała jego status majątkowy oraz to, że Eric nie ma z tego powodu wody z mózgu.
Kiedy nikt nie wyszedł, zadzwoniłam po raz drugi. Odczekałam może z pięć sekund, aż drzwi otworzyły się, a w nich stanął na moje oko około 45-letni mężczyzna z kruczoczarnymi włosami, które miały gdzieniegdzie siwe już pasma.
Jego twarz była dość przystojna. Przypominała mi Ericka. Sam jej wyraz był przyjazny, który przyciągał do siebie ludzi.
- W czym mogę pomóc? - spytał z uśmiechem, podchodząc do furtki. Starałam się brzmieć jak najbardziej opanowanie i przyjaźnie, ale wyszło z tego tylko ciche pomrukiwanie, jakim było pytanie:
- Czy jest Eric?
- Tak, siedzi w domu. Może wejdziesz?
Domyślił się, że jestem jego koleżanką. Pokiwałam twierdząco głową i poszłam za nim do znanego mi już miejsca.
- Przyniosłam mu lekcje - dodałam pośpiesznie, gdy stanęłam kilka kroków za progiem mieszkania.
- Domyśliłem się. Eric jest u siebie. Trafisz sama?
- Oczywiście - powiedziałam już pewniej siebie. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, a na piętro poszłam dopiero wtedy, gdy pan Black zniknął za drzwiami jakiegoś gabinetu.
Zapukałam cicho, gdy tylko znalazłam się przed jego drzwiami. Słyszałam cichą melodię, dochodzącą z tamtego pokoju. A ponieważ nikt mi nie odpowiedział, najciszej jak potrafiłam wślizgnęłam się do pokoju.
Ujrzałam go. Siedział na swoim łóżku, ubrany w biały, przewiewny T-shirt oraz ciemne chinosy. W dłoniach trzymał gitarę, grając pojedyncze akordy w zamyśleniu.
Jeszcze mnie nie dostrzegł, więc miałam czas na zbadanie kolejnego elementu. Na szafce obok lustra widniało kilka fiolek z tabletkami. Nie tylko z tymi, które widziałam u niego już wcześniej, ale również co najmniej 5 innymi, które były różnych kolorów i kształtów.
Ogarnęło mnie lekkie przerażenie. Postanowiłam nie wyciągać pochopnych wniosków. Podeszłam kawałek bliżej, a on spojrzał w moim kierunku.
Nie było widać po nim śladów zaskoczenia. Na mój widok uśmiechnął się tak, jak zawsze i pokiwał głową na znak, bym się dosiadła.
- Nie chciałam przeszkadzać.
- A czy ja powiedziałem, że przeszkadzasz? - spytał rozbawiony, odkładając na bok gitarę.
- Nie było Cię w szkole, więc zastanawiałam się dlaczego - powiedziałam, tłumacząc jasno swoją obecność, co raczej nie było konieczne, ale moja natura kazała mi się usprawiedliwiać.
- Nie mam Ci tego za złe. Wręcz przeciwnie. Cieszę się, że jesteś - powiedział, uśmiechając się szerzej.
Ciągle nurtowało mnie jedno pytanie, więc postanowiłam wreszcie je zadać:
- Eric, czy Ty jesteś lekomanem?
Brunet spojrzał za moim wzrokiem, który wędrował na komodę. Spojrzał na fiolki i powiedział:
- Każdy ma jakieś uzależnienia.
- Na co one są? - spytałam, czując, że pomysł z lekomanią nie był trafny.
- Każda na podobne dolegliwości - uśmiechnął się krzepiąco.
- Jesteś chory? - dalej drążyłam.
- A znasz kogoś, kto jest w pełni zdrowy? - poszerzył uśmiech. Już miałam zadać kolejne pytanie, gdy on po prostu złapał końcówki moich włosów i kilkakrotnie obrócił je w dłoniach.
Zaskoczona nie wiedziałam, jak mam się zachować, więc tylko patrzyłam na jego ruchy.
- Nowy szampon? - spytał po chwili, przenosząc tęczówki na mnie i puszczając kosmyk, jaki trzymał.
- Skąd wiesz?
W tamtym momencie nie zorientowałam się, że Eric jest mistrzem zmieniania tematu oraz odwracania od siebie uwagi. Jego gesty, których się nie spodziewałam i wzrok oraz uśmiech, którymi mnie obdarzał po prostu wymazywały mi z pamięci to, co miałam zamiar powiedzieć, lub zrobić.
- Ostatnio Twoje włosy miały inny odcień.
Jaki facet zwróciłby uwagę na nowy szampon? Eric był manipulantem. Szukał cech szczególnych, wyłapywał je, bowiem był bystry, zapamiętywał i wykorzystywał na swój użytek.
- A tak w ogóle to nie spodziewałam się, że potrafisz grać na gitarze - tym razem to ja nieświadomie zmieniłam temat.
- Myślałaś, że jest tu dla ozdoby? - spytał rozbawiony.
- Nie zwróciłam na ten szczegół, zacny i logiczny, zbytniej uwagi - powiedziałam z przekąsem. Eric uśmiechnął się szeroko i podał mi dłoń. Ujęłam ją, a on pociągnął mnie ku górze.
- Plaża?
- A czytasz mi w myślach?
Z szerokimi uśmiechami oboje ruszyliśmy w stronę plaży.
***
Sawcia - wiem, zawiodłam Cię, przepraszam xD
Witajcie kochani!
Rozdział pojawił się, ponieważ szybko komentujecie, a mi doszedł kolejny obserwator ;)
Jeśli macie ochotę - polecajcie :) Jeśli wam się podoba - komentujcie.
Wszystko sprawia radość mojemu serduszku <3
Miśki, wiem, wybór szkoły jest ciężki :/ Poważnie się zastanówcie nad tym, co chcecie robić!
I popytajcie starszych klas, czy warto iść na dany profil. Czasem okazuje się być inny, niż przypuszczaliście.
Cieszcie się póki co jeszcze wakacjami, a ja się cieplutko z wami żegnam ^^
Do napisania!
(Zakładka ,,Fabuła" została zaktualizowana)
(Zakładka ,,Fabuła" została zaktualizowana)
Ruda, tak się nie robi!!! Naprawdę myślałam, że tym razem do czegoś dojdzie :( Oszukaniec!!! :P Ehh... Wobec tego czekam niecierpliwie na dalszy rozwój wydarzeń :P :*
OdpowiedzUsuńTakie szybkiego nexta się nie spodziwałam :)
OdpowiedzUsuńTak dalej :)
A co do rozdziału genialny :)
<3
OdpowiedzUsuńRobi się coraz ciekawiej. Jestem ciekawa czy na plaży zdarzy się coś interesującego!
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
Pozdrawiam! :)
Zapraszam do mnie:
http://miloscniewybieraraura.blogspot.com/
http://nadziejana.blogspot.com/
Nie spodziewałam się, że tak szybko dodasz nowy rozdział. Wyszedł ci on genialne. Zresztą jak zawsze. :) Jestem ciekawa, co wydarzy się na plaży.
OdpowiedzUsuńCzekam na next. :*
Co jest Eric'owi? Na co choruje? Co z nim jest do cholery nie tak?! :c Dlaczego okłamuje Van?
OdpowiedzUsuńTyle pytań, a odpowiedzi brak.
Troska Van o Eric'a jest zaskakująca. Dziwnie szybko mu zaufała.
Tak w sumie to zastanawia mnie jedno zdanie...
"Wszelakie mury, jakie udało mi się zbudować od chwili wypadku, Eric po prostu niszczył cegiełka po cegiełce." Wypadku? Eee? Ja jestem tępa, mam słabą pamięć, czy ty nie wspominałaś wcześniej o żadnym wypadku? Chociaż... W Prologu chyba też było to ujęte jako "wypadek".
Everywhere there are enigmas and secrets!
(Idą wakacje. Mózg mi się resetuje. Nie mam nawet weny na porządny komentarz :P)
Pozdrawiam cieplutko
Kate ;*