- Słucham? - spytałam mało inteligentnie, podnosząc wzrok na ciemnozielone tęczówki, które przeszywały spojrzeniem moje.
- Jestem Eric Black. Uznałem, że ta informacja przyda Ci się, gdy będziesz chciała podpisać esej.
- Właśnie zaoponowałeś, że nie zrobisz go ze mną? - spytałam podejrzliwie. Może i nie chciałam robić projektu z nim, ale jeszcze bardziej nie chciałam robić go sama.
- Cóż, wyciągnąłem taki wniosek z Twojej reakcji.
Prychnęłam. Czyli nie tylko ja mam błędne wyobrażenia. Mamy coś wspólnego. Cudownie.
- Może i nie pali mi się do współpracy z Tobą, ale trzeba przyznać, że sama raczej tego nie wykonam. Myślmy jasno.
- Ja to robię - uśmiechnął się, na co przewróciłam oczyma - Więc co mam robić?
Przyjrzałam mu się uważnie. Jego czarna grzywka opadała mu lekko na oczy, ale nie zasłaniała ich. Gdy tylko je odgarniał, przeczesywał dłonią lub strącał, automatycznie wracały na swoje miejsce. O dziwo - musiałam przyznać - wglądało to uroczo. Chociaż był aroganckim i pewnym siebie kolesiem, to jednak to słowo podkreślało jego czyny. Pasowało mi do niego.
- Będziemy pracować w bibliotece - dodałam dumna ze swojej wypowiedzi. Tak, to ja mogłam kontrolować sytuację i to ja wybierałam miejsce. Było bardzo dobrze.
- W bibliotece? Jak oryginalnie - sarknął - Czuję się jak w sitcomie.
Przewróciłam oczami. W jego obecności robiłam to coraz częściej.
- A co proponujesz? - wcale nie chciałam słuchać jego propozycji. Ba! Naprawdę nie miałam zamiaru nawet na nią przystać. Zrobiłam to z czystej złośliwości, do jakiej się w ogóle nie zraził.
- Może być u mnie.
Gdyby zrobił to jakiś inny koleś, uznałabym, że mnie podrywa lub nawet planuje zrobić krzywdę. On jednak powiedział to takim tonem, jakby mówił to za każdym razem. Jakby to była szablonowa odpowiedź na to jakże szablonowe pytanie. To mnie zaskoczyło i równocześnie zbiło z dotąd obranego toru.
- Coś nie tak? - spytał, na moją chwilową zawiechę. Pięknie.
- Nie, wszystko okey - odparłam zbyt szybko i jakby do siebie.
- Więc jak?
- Mieszkasz z rodzicami? - upewniałam się. Pewnie robiłam z siebie kretynkę, ale uznałam tę informację za niezwykle ważną.
- A znasz jakiegoś 19-latka, który nie mieszkając w college'u nie mieszka z rodzicami? - spytał prychając.
- Masz 19? - spytałam. Po raz kolejny robiłam z siebie kretyna. Widziałam jego wzrok, który mówił ,,Żartujesz, prawda?". Ja jednak nie żartowałam. Wychodziło na to, że moje drugie założenie (to, iż nie zdał) zdawało się błędne. A nawet powiem szerzej: było błędne.
- Masz jakieś wątpliwości? - uniósł jedną brew w geście, skrzyżował dłonie na piersi i wykrzywił usta w uśmieszku.
- Po prostu... Nie widziałam Cię tu wcześniej.
- Chorowałem - uciął szybko - Ja też nie widziałem Cię na pierwszym roku.
- Zapewne dlatego, że przyjechałam tu dopiero na początek drugiego semestru.
Zastanawiałam się czemu mówimy sobie to wszystko i gadamy jak starzy, dobrzy znajomi. Ale jak wiadomo, czas uciekał, a pogawędka z nim zabrała mi niemalże całą przerwę.
- Muszę iść. Spotkamy się jutro po szkole - dodałam zakładając niebieski pasek sportowej torby na ramię.
- Mamy wszystkie zajęcia razem.
Kiedy to wypowiedział, moja cała nadzieja na spotkanie go dopiero w następny dzień, uleciała jak bańka mydlana. Prysła. Zniknęła. Zamiast tego doszło głębokie westchnięcie.
- Czemu więc zatrzymałeś mnie na przerwie?
- Czekałem aż wyjdziesz, ale nie zrobiłaś tego.
No dobra, był sprytniejszy niż myślałam. Szczwany. Wiedziałam już, że z nim łatwo nie będzie, a to nie szablonowy znajomy, którego ruchy dało się przewidzieć. Kiedy nie miałam nad czymś kontroli, czułam się zagrożona. Znajomość z nim stanowiła dla mnie wewnętrzne rozdarcie i ogromne wyzwanie, gdyż wcale nie czułam się bezpieczna. Ale czy dałam po sobie to poznać? Bynajmniej.
- No cóż. Do artystycznych - rzuciłam z przekąsem i chciałam odejść, ale znów usłyszałam jego głos za sobą:
- Hej!
- Coś jeszcze?
- Może chociaż powiesz mi jak się nazywasz? - spytał. No tak. To było logiczne. On się przedstawił, ja nie. Westchnęłam głęboko i rzuciłam przez ramię.
- Vanessa. Vanessa Dark.
- Do zobaczenia na zajęciach, Vanesso.
Nie kłamał. Niecałe dwie minuty później spotkaliśmy się na artystycznych i w dodatku - kto by się spodziewał? - siedząc w jednej ławce.
- Cóż za zbieg okoliczności, nieprawdaż Van? - wyszczerzył się w złośliwym uśmiechu. Moja irytacja dobiegała zenitu.
- Nie. Nazywaj. Mnie. Tak - dodałam zaciskając zęby. Zaśmiał się przez chwilkę, a potem nagle poważniejąc, dodał:
- Dobrze, Ness.
- Ness? Głupszego przezwiska nie słyszałam - dodałam z parsknięciem.
Wszyscy mówili do mnie pełną formą imienia, z wyjątkiem najbliższych - oni mówili do mnie zdrobnieniem ,,Van". Nie lubiłam, gdy ktoś obcy tak robił. Szczególnie ktoś, nad kim nie mogłam mieć kontroli. Zbyt zażyła relacja nie służyła mojemu bezpieczeństwu.
- A więc to będzie Twoje stałe przezwisko - doszedł mnie jego głos.
- Ness? - spytałam ponownie, patrząc na niego z politowaniem.
On jednak doskonale się przy tym bawił i rzucił mi pełne rozbawienia spojrzenie, dorzucając kolejne słowa:
- Może być Nessie, jak wolisz.
- Zostańmy przy Ness - dodałam szybko, ku kolejnemu śmiechowi z jego strony. Spojrzał rozbawiony w stronę okna i najwyraźniej odleciał, gdyż zaczął ignorować wszystko i wszystkich, aż do końca zajęć.
Jeśli miał zamiar na każdym przedmiocie siadać ze mną i mi towarzyszyć, mój poziom irytacji mógł wzrosnąć zbyt niebezpiecznie. To oznaczało, że albo on, albo ja wycielimy z tej szkoły.
Choć naprawdę z całych sił starałam się pokazywać pozorne opanowanie, w środku kipiałam z irytacji. Najgorsze było, że Eric naprawdę miał z tego ubaw. A żeby doprowadzić mnie do całkowitego szaleństwa, to na przekór mnie - przez wszystkie lekcję zajmował miejsce tuż obok.
***
- Więc teraz idziemy do mnie?
Aż zatrzymałam się, gdy tylko wypowiedział te słowa. Był nieznośny. Ledwo wytrzymałam z nim ostatnie 40 minut lekcji, a teraz miałam robić projekt i marnować kolejne minuty? Tego nie dało się wytrzymać!
- Słuchaj, Eric. Myślę, że dziś możemy sobie odpuścić. Jeden dzień w te, czy we w te - co za różnica?
Opanował mnie najbardziej wymuszony uśmiech, a to kłamstwo ledwo wyszło mi przez gardło. Jednak nie zniosłabym dużej jego towarzystwa. To było ponad moje siły.
- Ness, nie wymigasz się teraz. Nastawiłem się na to psychicznie. Wiedz, że męczę się równie mocno jak Ty - dodał teatralnie zaciskając dłoń na sercu i wzdychając ciężko.
- Akurat - wyszło to słowo z moich ust, gdy moje zęby naniosły się na siebie i mocno zacisnęły.
On śienie się bawił. Aż za dobrze. Wiedział, co mnie irytuje. Wyzwalał we mnie jakiegoś demona. Jak żyć z kimś takim?
- No to idziemy - wyszczerzył zęby w perliście białym uśmiechu, po czym wskazał dłonią w stronę parkingu.
Ja mieszkałam w samym college'u, a z tego, co udało mi się ustalić - on mieszkał z rodzicami. Wskazanie strony parkingu oznaczało, że przyjechał tu autem, a to dało mi jasny obraz sytuacji - mieszka daleko od samego budynku szkolnictwa.
Westchnęłam dając się prowadzić do czarnego Range Rovera, a nawet poczekać aż otworzy mi drzwi od strony pasażera.
- Mamy domek na wybrzeżu - dodał po chwili.
Ten fakt mnie nieco zaskoczył. Wybrzeże nie było daleko szkoły.
Drogę spędziliśmy w ciszy. Kiedy tylko jednak się zatrzymał i otworzył mi drzwi, moim oczom, ukazał się niecodzienny widok. Los Angeles miało podział na domki luksusowe i zwykłe, letniskowe. Te pierwsze miały własną część plaży, prywatne ogrody, baseny i były niezwykle okazałe. Czy mogło być coś gorszego niż sam fakt, że mój współpracownik do eseju, mieszka w luksusowej części wybrzeża?
Myślałam, że spalę się ze wstydu, kiedy przekraczałam próg starannie zabudowanej willi, którą otaczało mnóstwo roślin.
- Więc... Cóż. Witaj w naszych skromnych progach - powiedział dość nieśmiało, drapiąc się po karku.
- Bardzo skromnych - sarknęłam, na co zrobił się czerwony jeszcze mocniej. Czy temat jego majątku naprawdę go zawstydzał? Więc plus dla niego. Nie był rozkapryszony.
- Chcesz coś do picia? - spytał uprzejmie z przenikliwym wzrokiem.
- Wodę - powiedziałam rzucając spojrzenia ku wystrojowi wnętrz. Były klasyczne. Dominowała biel i czerń, a w kuchni, do której mnie zaprowadził, było dużo światła, drewna i szarego kamienia. Uroczy dom.
- Możemy pójść do mojego pokoju i tam zrobić wstępny projekt.
- Myślałam, że nauczycielka Ci to wytłumaczyła.
- Jak widać - byłaś w błędzie - odparł po chwili i zaprowadził mnie po schodach do swojego królestwa.
Wnętrze było wykonane z połyskującej farby w kolorze limonki. Na środku stało wielkie łóżko, obok biała kanapa i w tej samej barwie dwa fotele, na przeciwko których był telewizor plazmowy.
Czarne meble dodawały świetnego kontrastu. Jednak jeden szczególny element przykuł moją uwagę. Fortepian. Stał obok otwartych drzwi wejściowych na balkon. Podeszłam mimowolnie i przejechałam opuszkami palców po klawiszach.
- Grasz? - spytałam, odwracając się ku niemu.
- Zdarza się - odpowiedział. Był inny niż w szkole. Wydawał się oby i nieśmiały. Jakby przez ten pokój pokazywał mi całego siebie, a bardzo się przed tym wzbraniał. Coś było tu nie tak.
- Zagrasz coś? - nim się skapnęłam, to pytanie wyleciało z mojego gardła. Zażenowana odwróciłam wzrok zauważając jeszcze tylko niemrawy uśmiech na jego twarzy.
- Może innym razem. Teraz skupmy się na nauce.
Usiadłam na jednym ze skórzanych foteli, po czym zaczęłam dokładnie objaśniać wizję mojego projektu. Ustaliliśmy wersję wstępną. Okazało się, że myślimy dość podobnie.
Podczas konwersacji z nim zaczęłam zastanawiać się, jaki jest naprawdę. Coś musiało być grą aktorską. Jeśli był tu sobą, to dlaczego w szkole udawał kogoś innego?
***
Witajcie kochani! Dziękuję za dwie nominację do LBA :) Postaram się jak najszybciej je wykonać. Kochani, jeśli możecie i blog wam się podoba - udostępniajcie go, polećcie innym. Dziękuję wam za wsparcie i komentarze oraz 9 obserwatorów :)
Bardzo was kocham :) Do napisania!
Ojoj, zaniedbałam nieco tego bloga.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale byłam zajęta nauką.
Stało się to co mówiłam. Piszesz coś nie związanego z Raurą i czyta to mniej osób. To takie smutne, że więcej osób woli czytać ff z scenkami niż ten z fajną fabułą.
Trochę mnie zaskoczyłaś. Spodziewałam się czegoś innego. Coś zwianego z fantastyką, ale ta fabuła też mi się podoba.
Na pewno, gdy napiszę rozdział na bloga, to dam gdzieś link do twojego. Obiecuję.
Trzymaj się <3
Buziaczki <3
Świetny <3
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńI znów zakochałam się w twoim blogu. Wystarczyły tylko dwa rozdziały. Ale co ja się dziwię, skoro ty masz taki wielki talent do pisania. Na prawdę. Szkoda, że tak mało osób czyta. Ja będę dopóki ta historia się nie skończy.
Podam linka do twojego bloga przy najbliższym poście u mnie. Warto polecać takiego bloga.
Czekam na next. :*
Ps. Będziesz kontynuowała bloga: http://mystery-love-raura.blogspot.com? Tak bardzo chciałabym wiedzieć jak skończy się ta historia.
Kochana, mam taki zamiar :) Też chcę skończyć tę historię :/ w najblizszym czasie się postaram :*
UsuńŚwietny <3
OdpowiedzUsuńMasz ogromny talent, bo wystarczyły te dwa Rozdziały i znowu się zakochałam w twoim blogu. A u mnie , to trudno o tak szybkie przypodobanie w jakimś blogu, na serio. Muszisz wiedzieć, że będzie czytać twojego bloga, więc mnie się stąd szybko nie pozbędziesz :)
Czekam na nexta!
Pozdrawiam :*
Twoja Czekoladka ♥
Cudny rozdział ;).
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie stylizacja 8:
http://fasionsstyle.blogspot.com/2016/03/stylizacja-8.html
Cudny rozdział :) Genialny :)
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie :)
http://wszystko-zacznie-sie-od-nowa.blogspot.com/?m=1
Nie mogę rozgryźć tego Blacka :P
OdpowiedzUsuńPolubiłam Van i czekam z niecierpliwością na kolejny. Zapowiada się dobra historia! :-)
Cudowny <3
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie i to bardzo, mam wrażenie, że wcześniej nie czytałam tego typu opowiadania, a bardzo cenię sobie oryginalność, dlatego jak do tej pory historia bardzo mi się podoba :*
Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział xxx