poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział 06

Poniedziałek. Dzień znienawidzony przez wszystkich pracowników, studentów czy uczniów, w tym również mnie.
Poniedziałki zawsze kojarzą się z powrotem do szkoły i końcem weekendu. To taki początek oczekiwania na piątek i odliczanie dni do końca tygodnia.
W poniedziałku nie ma nic ciekawego. Ludzie zazwyczaj nie planują tego dnia nic szczególnego, a zachowują się tak, jakby wstali lewą nogą. Wtedy nawet cudze mruganie wydaje się wkurzające.
Co gorsza, w poniedziałki niemalże zawsze trzeba wstać wcześnie rano. Nigdy nie byłam rannym ptaszkiem i raczej nigdy nim nie zostanę. Moje samopoczucie w poniedziałki znacznie się obniżało, a jakakolwiek euforia, która powinna zostać z niedzieli, znika gdzieś bezpowrotnie.
Esej. Kolejny powód, dla którego poniedziałek wydał się mało atrakcyjny.
Wstałam, a raczej rzec można - zwlokłam się z łóżka, po czym poszłam wykonać wszystkie poranne czynności w pomieszczeniu czystości i rozkoszy.
Z rana nigdy nie byłam jakaś bardzo rozmowna, a już szczególnie tuż po obudzeniu. Można by nawet dodać, że stawałam się bardziej markotna i wredna. Dlatego też dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, że gdy tylko wyszłam z toalety i zostałam tam ,,Pana od Karmelków" jakoś specjalnie się nie ucieszyłam. Ba! Byłam nawet lekko podirytowana.
Z moich ust, dość cicho, pod nosem padały różne słowa narzekań, których ów osobnik nie mógł usłyszeć. Na jego szczęście.
- Co ty tam szepczesz pod nosem? - spytał rozbawiony, po czym skrzyżował dłonie na piersiach.
- Po coś tu przylazł? - spytałam głosem rozkapryszonej, znudzonej dziewczynki.
- Ciebie też miło widzieć - wyszczerzył zęby w perlistym uśmiechu, po czym jak gdyby nigdy nic swój plecak rzucił w kąt mojego pokoju, a sam rozwalił się na kanapie.
- No tak - sarknęłam - czuj się jak u siebie.
Eric z rana był jeszcze bardziej irytujący niż jakakolwiek jego odmiana. Chociaż nie. Arogancki Black przewyższał wszystko. Nie lubiłam pewnych siebie, aroganckich knypków. Jednak udało mi się zauważyć, co wcale nie było takie trudne, że jedynie na zajęciach lingwistycznych Eric staje się sam w sobie osobą, z jaką nie chciałabym mieć nigdy więcej nic do czynienia.
Czasem zastanawiam się ile tak naprawdę on ma obliczy. Potrafi zmienić się z sekundy na sekundę i zaskoczyć mnie czymś nowym, czymś lepszym. Zaskakujący ludzie, to intrygujący ludzie. A intrygująco-zaskakujący ludzie to osoby, których nie da się kontrolować. W moim przypadku tu powinna pojawić się lampka alarmowa, która powiedziałaby: ,,Trzymaj Blacka na dystans", jednak od jakiegoś czasu przestała wysyłać mi sygnały ostrzegawcze. Zostały więc tylko wątpliwości, a ja nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć.
- Miałem taki zamiar - powiedziawszy to usadowił swoje stopy na blat mojej ławy. Zacisnęłam pięści i przewróciłam oczyma, nie chcąc dać po sobie znać, że naprawdę mnie to zdenerwowało.
Panowanie nad sobą to jedna z licznych cech, z jaką miałam problem. Myślę jednak, że z nią był największy. Panowanie nad sobą to świadome kontrolowanie swoich słów, czynów, myśli oraz uczuć czy emocji.
Wszystko miało ze sobą powiązania. Kiedy o czymś myślisz - zazwyczaj to mówisz. Kiedy coś mówisz w gniewie, nakręcasz się coraz bardziej, co przechodzi do czynów. A jeśli połączyć to z negatywnymi emocjami, które wtedy zaczynają nami rządzić bądź uczuciami (nie ważne czy pozytywnymi czy negatywnymi) do osoby drugiej, rodzi się istny koszmar.
Dlatego ludzi, którzy mają wypracowaną tę cechę lub przeobrażoną ją w stoicyzm, naprawdę podziwiałam.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie, co tu robisz - powiedziałam, zaczynając powoli pakować rzeczy do torby.
- Przyszedłem po Ciebie, bo się stęskniłem - odpowiedział ironicznie, a mimo to, uśmiech z jego twarzy nie zmniejszył się nawet o milimetr.
- O jak słodko - oczywiście jadowite słowa musiały opuścić moje ust. Najbardziej sarkastyczny uśmiech wdał się na moje usta, po czym został skierowany w stronę bruneta. Jego śmiech odbijał mi się echem w uszach, kiedy rozszedł się po całym pomieszczeniu.
- Tak Cię to bawi? - spytałam, podnosząc torbę na ramię. Eric poszedł za moim przykładem i również wstał.
- Tak. Robisz wtedy taką komiczną minę - ukazał rząd perliście białych zębów, po czym narzucił torbę na ramię.
- Nie lubię niezapowiedzianych gości - ta aluzja powinna wystarczyć każdemu normalnemu człowiekowi. Nie jemu.
- Ja też nie. Jesteśmy tacy podobni!
- Chciałbyś - powiedziałam pod nosem, ale nie skomentował tego. Wspólnie opuściliśmy moje dotychczasowe lokum.
***
- Masz błąd - szepnął tuż koło mojego ucha.
Siedzieliśmy właśnie na Angielskim i pisaliśmy kartkówkę. Musiałam więc użerać się z jego komentarzami, które rzekomo miały mi pomóc. Czy pomagały? Bynajmniej.
- Możesz się wreszcie zamknąć? - spytałam przez zaciśnięte zęby.
Po raz kolejny moje słowa go rozbawiły. Ja nie widziałam w tym ani trochę komizmu, ale jak widać Eric bawił się w najlepsze.
Kiedy próbowałam po raz kolejny skonstruować zdanie (co nie było łatwe) usłyszałam głos nauczyciela:
- Oddajemy kartki.
Westchnęłam głośno, po czym przeniosłam swoją na róg ławki. Wiedziałam, że i tak nie zaliczę tej kartkówki, a komentarze Erica nie pomagały mi. Raczej dobijały.
- Dziś nie mogę pisać z Tobą eseju - powiedział nagle ni z tego ni z owego. Jego słowa strasznie mnie zaciekawiły, czego nawet nie śmiałam przyznać.
- Okey - to była moja jedyna odpowiedź. Czasem żałowałam, że grałam kogoś, kim nie jestem. Że nie byłam w pełni sobą, że nie chciałam odkryć maski i ujawnić tajemnicę, jaką skrywałam.
Ale taka byłam i z tym czułam się bezpieczna. Jakiejkolwiek decyzji bym nie podjęła - i tak bym żałowała. W tamtym momencie liczyłam, że Eric po prostu sam z siebie zaspokoi moją ciekawość i opowie, co jest ważniejsze niż pisanie eseju. Ale nic takiego się nie stało. Do końca lekcji Eric milczał na ten temat, choć miał do powiedzenia multum rzeczy na każdy inny.
Moje myśli jednak obracały się wokoło jego słów z języka angielskiego. Przez myśl przechodziły mi przeróżne scenariusze.
Tylko który mógł okazać się prawdziwy? To wiedział tylko sam Eric,
***
Witajcie! Dziś brak weny i brak czasu :p
Ale za to humorek jak najbardziej pozytywny i optymistyczny! :D
Kochana Inbvisible - Uwielbiam Twoje komentarze! Nie musisz ciągle rozwodzić się nad moją pracą :p
Tak dawno nie czytałam nic Twojego, że chętnie dowiedziałabym się cokolwiek, co masz do powiedzenia :D I mam nadzieję, że w następnym komie wreszcie powiesz coś o sobie (i kiedy rodział!!!) :D
Kochani, w sumie wszystkim dziękuję za komentarze. Dla mnie liczą się nawet te najkrótsze, w postaci serduszek. Przynajmniej wiem, że czytacie!
Te dłuższe dają mi motywacji i mocnego kopa do pisania :D
Pamiętajcie, że piszę dla was :)
Do napisania!

czwartek, 14 kwietnia 2016

Rozdział 05

Czas płynie nieubłaganie. Podobno dwie rzeczy ludzie pragną cofnąć najbardziej: wypowiedziane słowa i czas, który przeminął. Jednak obu z tych rzeczy cofnąć się nie da, a rozmyślanie co by było gdyby, lub układanie w głowie scenariuszy rozmów, które nigdy nie miały i nie będą miały miejsca, po prostu dołuje.
Ludzie sami siebie niszczą, sami dobijają się wewnętrznie. Owszem, czasem ktoś może nam przypomnieć o jakimś wydarzeniu i  to rozbudza w nas tęsknotę i ból, ale najczęściej sami sobie to robimy.
Ja o moich bliznach na psychice potrafiłam rozmyślać godzinami, gdy tylko spojrzałam w lustro. To było jak rozdrapywanie ran, patrzenie, jak ulatuje krew, czekanie na strupa i po raz kolejny rozdrapywanie ran. Ten niekończący się proces był tak bardzo bolesny, że czasem sama zastanawiałam się, czemu to robię.
A potem w głowie wyświetlały mi się słowa ,,By nie zapomnieć". Nigdy nie chciałam pamiętać o tym, co się stało i w gruncie rzeczy w jakimś sensie tak było. Ale z drugiej strony nie chciałam całkiem zapomnieć, bo to pozwalało mi kształtować nową osobowość, jaką niejako założyłam na siebie.
Co jednak, gdy od trzech lat robisz ciągle to samo, popadasz w rutynę i męczysz się sam ze sobą? Odpowiedzią na to pytanie był Eric Black - szukasz kogoś, kto dostarczy Ci nowości, bo rutynowość Cię wykańcza. Black pozwalał mi żyć, na nowo poczuć coś, czego nie czułam od dawna. Ale jednocześnie strach przed nieznanym, kolejnym zranieniem oraz oczywiście przed samą sobą doprowadzał mnie do porządku i starał trzymać w ryzach.
Była niedziela. Poprzedniego dnia Eric i ja nic nie robiliśmy, a w sumie nawet nie widzieliśmy się. Uczyłam się więc w akademiku.
Mimo, że była dość osobliwa pora roku, temperatura stale była wysoka, co umożliwiało mi pójście na plaże. Znałam mój własny, cichy zakątek, na który zachodziłam każdej niedzieli. Kiedyś pomiędzy dwiema palmami zamontowałam tam hamak i od tamtej pory spędzałam tam czas, czytając książki. Była to moja osobnia. Gdy kończyłam czytać jakąś powieść, po prostu wskakiwałam do wody, ciesząc się ostatnimi promieniami słonecznymi, nim zaszły z powrotem w głąb oceanu.
Po raz kolejny rozłożyłam się na hamaku i dałam upust swoim nerwom w moim małym zaciszu, moim azylu.
,,Co porabiasz?"
Tej treści wiadomość przerwała mój odpoczynek. Nadawca był oczywisty. Tylko Black potrafił zacząć wiadomość bez żadnego ,,hej, co słychać".
,,Rozkoszuję się ostatnimi godzinami bez Ciebie"
Kliknęłam wyślij, zadowolona z mojej wypowiedzi. Nie była ostra, nie była urażająca. No może była, ale kogo to obchodziło?
,,Auć. Zabolało. Co polecasz na złamane serce?"
Uśmiechnęłam się, gdy przeczytałam treść wiadomości.
,,Kiedy nic nie pomaga, polecam obżerać się słodyczami"
To przynajmniej był mój sposób na troski i problemy. Grunt to szybki metabolizm! Kogo ja oszukuję... Rano musiałam po prostu wszystko zrzucić po 40-minutowym biegu.
,,Co najbardziej lubisz?"
Domyśliłam się, że pyta o słodycze. Bez namysłu odpisałam:
,,Wszystko, co ma związek z karmelem"
,,Dobry wybór, Darkness"
Na tę wiadomość nie odpisałam, a i on nie wznowił próby nawiązania kontaktu. Odłożyłam książkę i zaczęłam rozkoszować się w zaciszu.
***
Wracałam do akademika spokojną alejką. Wiatr powoli dawał o sobie znać, mierzwiąc mi włosy i głuchym echem odbijając mi się od uszu. Jedynym śladem po słońcu, którego już nie było widać, zostało kolorowe niebo, w odcieniach pomarańczu i żółci. Gdzieniegdzie widziałam lazuryt tak piękny, że zapierało dech w piersiach. Kochałam obserwować niebo. Kochałam widzieć chmury. Zmienność, kolory, to przypominało mi o życiu. Dla małych rzeczy warto żyć.
Kiedy tylko weszłam do pomieszczenia mojej kawalerki zauważyłam, że coś jest nie tak. Może i nie jestem jakoś nad zbyt pedantyczna, ale dokładnie pamiętałam, że zaścieliłam łóżko, kiedy wychodziłam.
- Głodna? - usłyszałam przy swoim uchu. Ten bałagan i obecność Blacka wytłumaczyć można było w sposób bardzo łatwy. Część mnie spodziewała się go tu zastać widząc ten bałagan, ale mimo to serce mi podskoczyło, a wraz z nim moje ciało. Ze strachu oczywiście.
- Nie nachodź mnie w moim własnym domu - zaczęłam ciężko oddychać.
- Złamałaś moje biedne serduszko. Chciałem rekompensaty - powiedział, teatralnym gestem chwytając się za pierś, by udać ból serca.
- Kupiłeś karmelki? - spytałam patrząc na blat kuchenny, a na nim przeróżne smakołyki z karmelem i toffi. 
- Mówiłaś, że kochasz karmel.
- Normalnie Cię uduszę - powiedziałam z westchnieniem. Eric zbladł. Podszedł bliżej i nie pewnie spytał:
- Nie podoba Ci się?
Zaczęłam się panicznie śmiać. Czy to mi się nie podobało? Absurd! Nikt nigdy nie dzielił się ze mną jedzeniem ani nie kupował mi jedzenia. A podobno tym można kupić serce kobiety. Cóż, Eric kupił przynajmniej mój żołądek.
- Przez Ciebie przytyję! - zaśmiałam się, ale od razu rzuciłam na karmelki z nadzieniem czekoladowym.
- Więc podoba Ci się? - spytał.
Pokiwałam twierdząco głową.
- Teraz wiem, że żałowałabym, gdybyś nie przyszedł.
Uniósł wysoko brwi w geście zaskoczenia. Nie mogłam jednak stwierdzić, czy jest szczęśliwy z powodu słów, jakie wypowiedziałam.
- Żartujesz? - spytał krzyżując dłonie na piersiach. Zaskoczona, z buzią wypchaną po brzegi karmelkami spytałam:
- Nie? A czemu?
- Cieszysz się, że tu jestem, tylko dlatego, że przyniosłem słodycze?
Nie mogłam opanować uśmiechu, który wdarł się na moje usta i po chwili wykrzywił je od ucha do ucha.
- Tak Eric. Warto mieć takich przyjaciół, jak Ty.
***
Witajcie kochani!
Dziękuję każdej osobie, która skomentowała poprzedni rozdział oraz nowym obserwatorom za przybycie!
Kolejny rozdział już za nami :) Mam nadzieję, że wam się podoba ;)
Zostawcie po sobie jakiś ślad :D 
Do napisania!

piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 04

,,Żyć chwilą, żyć pragnieniem, żyć bez marzeń, odejść cieniem"


Minął tydzień, odkąd ja i mój nowy znajomy pod nazwą ,,Eric" spotykamy się po szkole w bibliotece. Zawsze widzę go, jak wychodzi podczas najdłuższej przerwy sam, beze mnie (choć przez każdą inną nie opuszcza mnie na krok), po czym dosiada się do stałego stolika. Co nie zmienia faktu oczywiście, że mnie nie obserwuje.
Wręcz przeciwnie! Jego wzrok da się zauważyć z drugiego końca stołówki. Próbowałam się na tym nie skupiać (co wbrew pozorom wcale nie było trudnym zadaniem), jednak siedząc przy jednym stoliku z Alice i Jacobem naprawdę ciężko zapomnieć, że za Tobą siedzi ktoś, kto niejako wypala Ci dziurę w plecach.
Przez ten tydzień chciałam rozmawiać z przyjaciółmi normalnie, ale zawsze rozmowa sprowadzała się na tory tematowe pod nickiem ,,Erick Black".
Kiedy więc nie mogłam już słuchać o tym, jak mnie obserwuje, co robi, czy nawet (doszło do tego!), że podrapał się po karku, to po prostu wyłączałam się i zajmowałam swoimi myślami.
Ten dzień był kolejnym, który miałam spędzić w obecności bruneta. Na szczęście był piątek, co oznaczało koniec tygodnia.
- Gdzie dziś idziecie? - szturchnięcie w bok i te słowa, które wypowiedziane zbyt blisko mojego ucha mogły podrażnić bębenek, wyłoniły mnie z mroku mojego umysłu i przeniosło do szarej strony rzeczywistości, która wcale nie zapowiadała się, by coś urozmaicić.
- Kto? - spytałam maczając frytkę w ketchupie i biorąc ją do ust, ze zmarszczonymi brwiami.
Oczywiście, że wiedziałam, o kogo chodzi. Liczyłam, że jeśli obniżę moją błyskotliwość do zera, to Alice da mi spokój. Nic z tego.
- Zapewne Ty i Eric - powiedział Jacob i znacząco poruszył brwiami.
- Wyobraźnia Cię poniosła - sarknęłam do przyjaciela, no co ten zabawnie wzruszył ramionami i się zaśmiał. Po chwili wziął garść frytek z mojego talerza.
- A swoich nie masz? - spytałam przysuwając mój talerz bliżej siebie.
- Już nie - wyszczerzył się do mnie. Alice przewróciła oczyma, po czym szybko dodała:
- Zagadujesz ją. Więc Van, gdzie idziecie? - uśmiechnęła się do mnie i zatrzepotała rzęsami.
- Do. Biblioteki - wycedziłam najładniej jak umiałam i najbardziej ironicznie, po czym odsunęłam krzesło i wyszłam na korytarz.
Jeszcze tylko półtora miesiąca, Van. Nic więcej. Potem już nawet go nie zobaczysz.
***
Czasem błędy z przeszłości decydują o tym, jakimi osobami się staniemy, bądź jakie decyzje podejmiemy.
Moja osobowość po pewnym, niefortunnym zdarzeniu stała się nie ufna, konsekwentna i oczywiście kontrolująca wszystko. Moje decyzje zaplanowane, elokwentne i naprawdę starałam się, by były dojrzałe.
Ale co mi po tym, jak nagle w życiu i to dodatkowo MOIM życiu, pojawił się ktoś taki, jak Eric Black?
Spontaniczne decyzje, inteligentne i sprytne wypowiedzi oraz brak szablonowości, to tylko nieliczne cechy, jakie wyróżniają go z tłumu innych osób. Są wkurzające, ale i intrygujące zarazem.
Te dwa uczucia w moim umyśle są tak skrajnie różne... Z jednej strony wolałabym od niego stronić. Ta połowa mojego umysłu, która odpowiada za bezpieczeństwo, zaczyna buntować się przeciw stronie, ciutkę większej, która podpowiada mi, bym jednak poznała go bliżej i spróbowała rozszyfrować. Co niekoniecznie jest ani pożyteczne, ani bezpieczne.
Jego osoba jest jak magnes. Albo lepiej! Jak sieć pajęcza z kropelkami rosy. Zjawisko nad wyraz piękne i aż kusi, by dotknąć, ale gdy się przykleisz, nie wiesz, czy się z tego wyplączesz.
Jego osoba jest zbyt tajemnicza, by przejść obok niej obojętnie. Pojawia się znikąd - dosłownie! i twierdzi, że chodzi do szkoły dłużej niż Ty. Nikt nic o nim nie wie, prócz tego, że siedzi we własnym gronie na stołówce, a ja jestem jedyną osobą, z jaką gada.
Dodatkowo, co działa na moją niekorzyść, ma dość urodziwą twarz. Ba! Jest bardzo przystojny.
Czasem kolor jego oczu, nienaturalnie zielony, intensywny i przenikliwy, sprawia, że mogłabym gapić się na niego godzinami. A w sumie w jego oczy.
Czy to normalne? Odpowiedź brzmi: nie.
A czy to logiczne, bym teraz o nim rozmyślała? Po raz kolejny negatywna odpowiedź.
- Witaj Ness - przy uchu usłyszałam jego głos, na karku poczułam ciepły oddech. Aż podskoczyłam w miejscu do góry.
- Witaj Black - powiedziałam niezadowolona.
- A co To za książka? - spytał, pokazując na tytuł przedmiotu, jaki trzymałam w dłoni.
- ,,Bright Dark". To kryminał, ale naprawdę fajny - powiedziałam z lekkim entuzjazmem. Dosiadł się do mojego stolika. Jak codziennie.
- Bardziej pasowało by ,,Bright Black". Ale Dark też mi się podoba - powiedział z lekkim, krzywym uśmieszkiem. Przewróciłam oczyma.
- To nie tytuł ma Ci się spodobać, a całokształt. Ta książka jest świetna.
- Nessie czytająca książkę, która ma w tytule coś z ,,Dark". Brzmi tajemniczo, nie uważasz? - spytał komicznie unosząc brwi do góry.
- Nie, nie uważam - zaśmiałam się kręcąc głową z niedowierzaniem.
Coraz bardziej wyluzowana oparłam się o krzesło, po czym zamknęłam książkę.
- Już wiem! Dostaniesz nowe przezwisko! - z entuzjazmem małego dziecka i słodkimi dołeczkami w policzkach, Eric (ku mojej niechęci) wyglądał uroczo. Westchnęłam głośno tłumiąc w sobie to spostrzeżenie.
- Co tym razem? Księżna Elżbieta?
- Nie. Darkness.
Mimowolnie uśmiechnęłam się. Podobało mi się to przezwisko. ,,Bright Dark" było moim ulubionym kryminałem, a Darkness było świetnym połączeniem nazwy książki i głupiego przezwiska, które nadał mi Black.
- Podoba mi się - powiedziałam sama się sobie dziwiąc, co wygaduję. Uśmiech Erica powiększył się znacznie, po czym on odpowiedział:
- No wiem.
Czar prysł. Prychnęłam, czym wywołałam jego chichot. Nie minęło pięć minut, a już oboje pochyleni nad książkami, pracowaliśmy nad esejem. Po raz kolejny.
***
Witajcie kochani! Dziś kolejny rozdział, trochę nowych informacji i uczuć Vanessy.
Mam nadzieję, że wam się podoba :) Dziękuję za wasze komentarze!
Rozdział ten dedykuję Invisible, mojej ukochanej czytelniczce, której komentarz poprawił mi humor, cały dzień i wprowadził w szczęśliwy nastrój :)
Dziękuję również wszystkim innym, szczerym obserwatorom :) Bez was nie byłoby tego bloga!
Do napisania!