Poniedziałki zawsze kojarzą się z powrotem do szkoły i końcem weekendu. To taki początek oczekiwania na piątek i odliczanie dni do końca tygodnia.
W poniedziałku nie ma nic ciekawego. Ludzie zazwyczaj nie planują tego dnia nic szczególnego, a zachowują się tak, jakby wstali lewą nogą. Wtedy nawet cudze mruganie wydaje się wkurzające.
Co gorsza, w poniedziałki niemalże zawsze trzeba wstać wcześnie rano. Nigdy nie byłam rannym ptaszkiem i raczej nigdy nim nie zostanę. Moje samopoczucie w poniedziałki znacznie się obniżało, a jakakolwiek euforia, która powinna zostać z niedzieli, znika gdzieś bezpowrotnie.
Esej. Kolejny powód, dla którego poniedziałek wydał się mało atrakcyjny.
Wstałam, a raczej rzec można - zwlokłam się z łóżka, po czym poszłam wykonać wszystkie poranne czynności w pomieszczeniu czystości i rozkoszy.
Z rana nigdy nie byłam jakaś bardzo rozmowna, a już szczególnie tuż po obudzeniu. Można by nawet dodać, że stawałam się bardziej markotna i wredna. Dlatego też dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, że gdy tylko wyszłam z toalety i zostałam tam ,,Pana od Karmelków" jakoś specjalnie się nie ucieszyłam. Ba! Byłam nawet lekko podirytowana.
Z moich ust, dość cicho, pod nosem padały różne słowa narzekań, których ów osobnik nie mógł usłyszeć. Na jego szczęście.
- Co ty tam szepczesz pod nosem? - spytał rozbawiony, po czym skrzyżował dłonie na piersiach.
- Po coś tu przylazł? - spytałam głosem rozkapryszonej, znudzonej dziewczynki.
- Ciebie też miło widzieć - wyszczerzył zęby w perlistym uśmiechu, po czym jak gdyby nigdy nic swój plecak rzucił w kąt mojego pokoju, a sam rozwalił się na kanapie.
- No tak - sarknęłam - czuj się jak u siebie.
Eric z rana był jeszcze bardziej irytujący niż jakakolwiek jego odmiana. Chociaż nie. Arogancki Black przewyższał wszystko. Nie lubiłam pewnych siebie, aroganckich knypków. Jednak udało mi się zauważyć, co wcale nie było takie trudne, że jedynie na zajęciach lingwistycznych Eric staje się sam w sobie osobą, z jaką nie chciałabym mieć nigdy więcej nic do czynienia.
Czasem zastanawiam się ile tak naprawdę on ma obliczy. Potrafi zmienić się z sekundy na sekundę i zaskoczyć mnie czymś nowym, czymś lepszym. Zaskakujący ludzie, to intrygujący ludzie. A intrygująco-zaskakujący ludzie to osoby, których nie da się kontrolować. W moim przypadku tu powinna pojawić się lampka alarmowa, która powiedziałaby: ,,Trzymaj Blacka na dystans", jednak od jakiegoś czasu przestała wysyłać mi sygnały ostrzegawcze. Zostały więc tylko wątpliwości, a ja nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć.
- Miałem taki zamiar - powiedziawszy to usadowił swoje stopy na blat mojej ławy. Zacisnęłam pięści i przewróciłam oczyma, nie chcąc dać po sobie znać, że naprawdę mnie to zdenerwowało.
Panowanie nad sobą to jedna z licznych cech, z jaką miałam problem. Myślę jednak, że z nią był największy. Panowanie nad sobą to świadome kontrolowanie swoich słów, czynów, myśli oraz uczuć czy emocji.
Wszystko miało ze sobą powiązania. Kiedy o czymś myślisz - zazwyczaj to mówisz. Kiedy coś mówisz w gniewie, nakręcasz się coraz bardziej, co przechodzi do czynów. A jeśli połączyć to z negatywnymi emocjami, które wtedy zaczynają nami rządzić bądź uczuciami (nie ważne czy pozytywnymi czy negatywnymi) do osoby drugiej, rodzi się istny koszmar.
Dlatego ludzi, którzy mają wypracowaną tę cechę lub przeobrażoną ją w stoicyzm, naprawdę podziwiałam.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie, co tu robisz - powiedziałam, zaczynając powoli pakować rzeczy do torby.
- Przyszedłem po Ciebie, bo się stęskniłem - odpowiedział ironicznie, a mimo to, uśmiech z jego twarzy nie zmniejszył się nawet o milimetr.
- O jak słodko - oczywiście jadowite słowa musiały opuścić moje ust. Najbardziej sarkastyczny uśmiech wdał się na moje usta, po czym został skierowany w stronę bruneta. Jego śmiech odbijał mi się echem w uszach, kiedy rozszedł się po całym pomieszczeniu.
- Tak Cię to bawi? - spytałam, podnosząc torbę na ramię. Eric poszedł za moim przykładem i również wstał.
- Tak. Robisz wtedy taką komiczną minę - ukazał rząd perliście białych zębów, po czym narzucił torbę na ramię.
- Nie lubię niezapowiedzianych gości - ta aluzja powinna wystarczyć każdemu normalnemu człowiekowi. Nie jemu.
- Ja też nie. Jesteśmy tacy podobni!
- Chciałbyś - powiedziałam pod nosem, ale nie skomentował tego. Wspólnie opuściliśmy moje dotychczasowe lokum.
***
- Masz błąd - szepnął tuż koło mojego ucha.
Siedzieliśmy właśnie na Angielskim i pisaliśmy kartkówkę. Musiałam więc użerać się z jego komentarzami, które rzekomo miały mi pomóc. Czy pomagały? Bynajmniej.
- Możesz się wreszcie zamknąć? - spytałam przez zaciśnięte zęby.
Po raz kolejny moje słowa go rozbawiły. Ja nie widziałam w tym ani trochę komizmu, ale jak widać Eric bawił się w najlepsze.
Kiedy próbowałam po raz kolejny skonstruować zdanie (co nie było łatwe) usłyszałam głos nauczyciela:
- Oddajemy kartki.
Westchnęłam głośno, po czym przeniosłam swoją na róg ławki. Wiedziałam, że i tak nie zaliczę tej kartkówki, a komentarze Erica nie pomagały mi. Raczej dobijały.
- Dziś nie mogę pisać z Tobą eseju - powiedział nagle ni z tego ni z owego. Jego słowa strasznie mnie zaciekawiły, czego nawet nie śmiałam przyznać.
- Okey - to była moja jedyna odpowiedź. Czasem żałowałam, że grałam kogoś, kim nie jestem. Że nie byłam w pełni sobą, że nie chciałam odkryć maski i ujawnić tajemnicę, jaką skrywałam.
Ale taka byłam i z tym czułam się bezpieczna. Jakiejkolwiek decyzji bym nie podjęła - i tak bym żałowała. W tamtym momencie liczyłam, że Eric po prostu sam z siebie zaspokoi moją ciekawość i opowie, co jest ważniejsze niż pisanie eseju. Ale nic takiego się nie stało. Do końca lekcji Eric milczał na ten temat, choć miał do powiedzenia multum rzeczy na każdy inny.
Moje myśli jednak obracały się wokoło jego słów z języka angielskiego. Przez myśl przechodziły mi przeróżne scenariusze.
Tylko który mógł okazać się prawdziwy? To wiedział tylko sam Eric,
***
Witajcie! Dziś brak weny i brak czasu :p
Ale za to humorek jak najbardziej pozytywny i optymistyczny! :D
Kochana Inbvisible - Uwielbiam Twoje komentarze! Nie musisz ciągle rozwodzić się nad moją pracą :p
Tak dawno nie czytałam nic Twojego, że chętnie dowiedziałabym się cokolwiek, co masz do powiedzenia :D I mam nadzieję, że w następnym komie wreszcie powiesz coś o sobie (i kiedy rodział!!!) :D
Kochani, w sumie wszystkim dziękuję za komentarze. Dla mnie liczą się nawet te najkrótsze, w postaci serduszek. Przynajmniej wiem, że czytacie!
Te dłuższe dają mi motywacji i mocnego kopa do pisania :D
Pamiętajcie, że piszę dla was :)
Do napisania!