- Zatrułam się - usłyszałam w telefonie głos przyjaciółki. Głos tak słaby i cienki, że gdyby nie to, iż dobrze ją znam, śmiało mogłabym powiedzieć, że nie należy do niej.
- Co wy żeście wczoraj jedli? - spytałam wzdychając.
- Wiesz... Jacob chciał mi pokazać, że jedzenie sushi może sprawić przyjemność. W sensie jedzenie... Surowej... Ryby.. - usłyszałam kolejny odgłos wymiotowania w słuchawce, więc zmarszczyłam nos i wzdrygnęłam się na samą myśl.
Nienawidziłam wymiotować, a kiedy widziałam, że robi to ktoś inny sama miałam ochotę do niego dołączyć. Spaczone, ale prawdziwe.
- Jesteś tam? - spytałam, zagryzając wargę. Eric oderwał się na chwilkę od swojego PS4 i spojrzał na mnie, unosząc jedną brew. Pokazałam mu gestem, by chwilkę poczekał, on jednak całkowicie oderwał się od swojego sprzętu. Westchnęłam.
- Jestem... Chyba... Źle mi... Nie obrazisz się, jeśli z wami nie pójdę?
- Daj spokój, nie będę Cię ciągnęła w takim stanie - powiedziałam z troską. Wiedziałam, że kiedy Alice jest chora, cała jej rodzinka zbiera się, by się nad nią poużalać. To w końcu jedyna okazja, kiedy mogą ją odwiedzić. Alice chciała być niezależna.
- Kochana jesteś. Pozdrów Ericka - powiedziawszy to, rozłączyła się.
Westchnęłam, chowając telefon do kieszeni.
- Nie idzie, prawda? - spytał Eric, siadając koło mnie na kanapie. Siedzieliśmy u niego w salonie i mieliśmy czekać na Jacoba i Alice. Kiedy ten pierwszy dowiedział się o stanie swojej narzeczonej nie tracił chwili dłużej i popędził do niej.
- Możemy zrezygnować, jeśli nie masz ochoty - powiedziałam po chwili.
Był moim przyjacielem i spędzaliśmy razem mnóstwo czasu. No ale ile można razy dziennie widzieć tą samą twarz?
- Daj spokój - powiedział rozbawiony - Chyba, że Ty też fatalnie się czujesz - powiedział dając mi kuksańca w bok.
Zaśmiałam się. Było mi żal przyjaciółki, nawet bardzo. Ale w życiu bym nie chciała przejąć jej stanu zdrowia.
- Możemy pierw zrobić mini pizze, co Ty na to, hmm? - spytałam.
Eric pokiwał głową z niedowierzaniem. Przewrócił oczyma, ale skierował się w stronę swojej ogromnej kuchni.
- Nie wiem, czy mam wszystkie składniki. Ostatnio musiałem zasuwać do sklepu, kiedy zachciało Ci się bułeczek maślanych.
- Ale ej! Sam mówiłeś, że były pyszne! - broniłam się. Eric podszedł bliżej, krzyżując dłonie na piersiach. Uniósł brew, łapiąc moje spojrzenie swoimi zielonymi tęczówkami.
- Nie kwestionuję Twoich zdolności kulinarnych, ale nie wiem czy zauważyłaś, sklep mamy pięć kilometrów stąd.
Zaśmiałam się.
- To nie moja wina, że mieszkacie na odludziu - zaśmiałam się. Tamtego dnia Eric szedł na pieszo, kiedy akurat złapał go deszcz. Do końca dnia musiałam nad nim skakać, jak nad dzieckiem. Podawać jedzenie, robić herbatki, włączać filmy... Okropieństwo! Potrafił się zemścić.
- Na odludziu, na jakie uwielbiasz przychodzić - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Parsknęłam.
- Macie ciasto francuskie? - spytałam, podchodząc do lodówki. Czułam się tu jak u siebie. Jego tata pokazywał się rzadko, ciągle pracował, albo porozumiewał się z synem jakimś tajemniczym szyfrem typu: ,,Już czas", ,,Pamiętałeś?", ,,Dziś podwójnie". Nie rozumiałam tego, ale nie wnikałam. Eric unikał tego tematu. Tak samo, jak tematu matki.
- Wiedziałem, że będziesz chciała z nim coś robić, więc kupiłem trzy paczki na zapas - powiedział, podchodząc do pomidorów i zaczynając je kroić.
- Awww... Kochany jesteś! - powiedziałam ironicznie, będąc rozbawioną. Pamiętał o moim zamiłowaniu do gotowania. Choć zazwyczaj wszystkie potrawy robiliśmy razem.
Nie cierpiałam z kimś gotować, bo zawsze ktoś mi mieszał w kuchni, robił coś po nie mojej myśli i zwyczajnie się kręcił. Za to Eric dokładnie wiedział co ma robić, nigdy nie pytał, czy robi to dobrze czy źle. Uwielbiałam z nim gotować.
- Brokuły masz w dolnej szufladzie lodówki, parmezan na samej górze, a piersi z kurczaka tam gdzie zawsze - poinstruował mnie.
Robiliśmy zawsze tę samą pizzę. To był nasz przepis.
- A pieczarki?
- Już Ci wystawiłem - uśmiechnął się, kończąc krojenie i biorąc się za cebulę.
Ja wzięłam się za doprawianie i krojenie mięsa oraz smażenie go z cebulą, jaką wcześniej mi pokroił.
Włączyłam radio, więc do akcji wkroczyły nasze codzienne wygłupy. Z nim nie dało się nudzić.
- Posmaruj ciasto przecierem - powiedziałam odwracając się do niego. Ku mojemu zaskoczeniu, ciasto było już posmarowane, pieczarki i wcześniej ugotowany brokuł już wyłożone, pomidor tak samo. Wszystko czekało niejako na mój ruch. Zaskoczona podeszłam, wykładając mięso, a Eric posypał wszystko parmezanem.
- Coś jeszcze? - spytał, unosząc jedną brew ku górze. Jeden z kącików jego ust uniósł się ku górze. Był to łobuzerski uśmiech, mówiący ,,szach-mat". Uśmiech zwycięzcy.
- Nie fair - powiedziałam marszcząc brwi.
- W gotowaniu nie ma rzeczy nie fair - zaśmiał się, rozbawiony moją reakcją.
- Dobra, wstawiaj pizzę do pieca - powiedziałam z uśmiechem. Na niego nie można było się gniewać.
Niedługo później mieliśmy już zjedzoną pizzę, a na zegarku godzinę 18:00. Mieliśmy jeszcze pół godziny do seansu.
- Coś mamy na jutro? - spytałam.
- Van, w jakim świecie Ty żyjesz? Jutro sobota.
Od jakiegoś czasu wszystkie dni tygodnia mi się ze sobą zlewały. Miałam świadomość, że to może być przez nadchodzący termin oddania pracy lingwistycznej. Mimo, że mieliśmy już ją niemal ukończoną, to ciągle czułam, że jeszcze coś można do niej dodać.
Dodatkowo ciągle nurtowało mnie kilka pytań względem Erica, więc to na nich się skupiałam.
- Eric, dlaczego tak naprawdę nie było Cię cały poprzedni rok w szkole? - spytałam.
Zaskoczony brunet przestał się uśmiechać. Spojrzał na mnie uważnie.
- Van, do czego dążysz? Skąd to nagłe pytanie?
- Bardzo mnie nurtuje, a wszystko zaczęło mi się układać w jedną całość.
No dobra. Tak naprawdę naczytałam się powieści kryminalnych i czułam, że zmierzam w sam środek enigmy. Czarnej dziury. Odkrycie jego tajemnic było nierealne, ale warto było spróbować. Tym bardziej, że Eric skrzyżował dłonie na piersiach i niespokojnie się poruszył.
To dało mi pewność, że on ma sekret i boi się, że znam odpowiedź.
- Co Ci się ułożyło? - spytał nie pewnie.
- Eric, czy Ty w poprzednim roku byłeś w więzieniu? - spytałam całkiem poważnie.
Jednak jego reakcja całkowicie pozbawiła mnie złudzeń i zaskoczyła totalnie.
Eric wybuchnął śmiechem.
***
Witajcie kochani! Dziś trochę skupienia na głównych bohaterach i trochę wspólnego czasu :p
Wiem, wiem. Możecie mnie zabić (choćby i patelnią), bo ponad dwa tygodnie nie było rozdziału. Ale te wakacje są na wariackich papierach.
Jak mi mijają? Dłużą mi się. Czuję się już nimi wykończona i sama się zastanawiam, czy nie lepiej już byłoby wrócić do szkoły :p Yes, I am psychic.
Rozdział z dedykiem dla Mysterious Star (obym dobrze napisała).
Do napisania!
Nic się nie stało, że nie było rozdziału dwa tygodnie, chociaż chciałam, żeby był wcześniej, ale ty masz swoje życie i nie zawsze masz czas na pisanie. Rozumiem cię doskonale.
OdpowiedzUsuńRozdział wyszedł ci genialnie! Fajnie, że był cały o Van i Ericku. Czyli, że Eric coś ukrywa. Tylko, co? Jestem tego bardzo ciekawa.
Czekam na next. :*
Zapraszam cię na nowy rozdział. :) Może wpadniesz?
Usuńhttp://life-is-like-a-labyrinth-raura.blogspot.com/2016/08/rozdzia-42.html
Genialny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJak mi szkoda Alice. Biedna:(
OdpowiedzUsuńTo dobre, oni mają swój własny przepis na pizze i Van tylko i wyłącznie Eryk nie przeszkadza przy gotowaniu ^v^ A te pytanie na końcu normalnie mnie rozwaliło xD Już nie mogę doczekać się jego odpowiedzi:]
Nie musisz się martwić, bo ja ci nie przywale patelnią:)
No nie jesteś od razu psychiczna:)
Dziękuje za dedyk :* Nie musiałaś mi nic dedykować, ale I tak dziękuje:* I spokojnie napisałaś poprawnie;)
Czekam na Rozdzialik :*
Pozdro :*
Star ♥