Like a Darkness
sobota, 4 listopada 2017
piątek, 3 listopada 2017
Ważna Notka!
Witajcie kochani!
Wiem, że długo mnie nie było. Ale musiałam trochę poegzystować :p nie będę was jednak zanudzać długimi notatkami. Po wielu namowach zdecydowałam się pisać dalej, jednak nie tu. Sprawa ma się tak, że zacznę publikować swoje opowiadania na Wattpadzie. Jeżeli będziecie chętni dalej czytać moje powieści, niedługo pojawi się link. Dziękuję wam wszystkim za wsparcie i za to, że jesteście <3
Do napisania niebawem!
Wiem, że długo mnie nie było. Ale musiałam trochę poegzystować :p nie będę was jednak zanudzać długimi notatkami. Po wielu namowach zdecydowałam się pisać dalej, jednak nie tu. Sprawa ma się tak, że zacznę publikować swoje opowiadania na Wattpadzie. Jeżeli będziecie chętni dalej czytać moje powieści, niedługo pojawi się link. Dziękuję wam wszystkim za wsparcie i za to, że jesteście <3
Do napisania niebawem!
środa, 11 stycznia 2017
Ważna Notka!
Witajcie kochani po tej strasznie długiej przerwie!
Chciałam od razu powiedzieć wam dlaczego zawiesiłam bloga i kiedy zostanie odwieszony.
Po pierwsze: Mam strasznie długo nauki. Jestem na rozszerzonej fizyce i matematyce, a ponieważ za dużo pofolgowałam sobie w pierwszej klasie, na tym etapie wszystko nadrabiam.
Po drugie: Czas. Jak wiecie, dni są krótkie i ulatują nam przez palce, a roboty do wykonania jest dużo. Zajęłam się zbyt wieloma rzeczami i przechodziłam parę trudności, a to jak przypuszczam wie każdy - nie motywuje, wręcz zniechęca.
Czy opuściła mnie wena? Nie. Nadal piszę, ale książkę. Nie sądzę, bym kiedykolwiek ją wydała, ale piszę dla siebie, ponieważ to kocham i chciałabym pociągnąć coś na wyższym poziomie od a do z.
Co do bloga i jego zawieszenia... Nie wiem kiedy zostanie odwieszony. Będę miała teraz ferie, ale i mnóstwo wyjazdów, co znów sprowadza nas do punktu wyjścia pod nazwą ,,Czas". Kochani, frekwencja bloga również nie jest pozytywna. Mało kto komentuje, mało kto obserwuje, ponieważ nie piszę już o Raurze (i szczerze mówiąc na początku zastanawiałam się, czy do tego nie wrócić). Słuchajcie, skoro tak mało jest czytelników i komentarzy, a ja na to tracę czas i siły, to nawet nie wiem, czy mi się chce tu wrócić. Także póty co zawieszam do odwołania.
Oczywiście tym osobą, które zawsze są i mimo, iż nie ma tu ich ulubionego paringu nadal czytają i komentują moją pracę - dziękuję z całego serduszka <3
Dziękuję też za wyrozumiałość, cierpliwość i liczę na was w dalszym ciągu!
Do napisania, kochani!
Chciałam od razu powiedzieć wam dlaczego zawiesiłam bloga i kiedy zostanie odwieszony.
Po pierwsze: Mam strasznie długo nauki. Jestem na rozszerzonej fizyce i matematyce, a ponieważ za dużo pofolgowałam sobie w pierwszej klasie, na tym etapie wszystko nadrabiam.
Po drugie: Czas. Jak wiecie, dni są krótkie i ulatują nam przez palce, a roboty do wykonania jest dużo. Zajęłam się zbyt wieloma rzeczami i przechodziłam parę trudności, a to jak przypuszczam wie każdy - nie motywuje, wręcz zniechęca.
Czy opuściła mnie wena? Nie. Nadal piszę, ale książkę. Nie sądzę, bym kiedykolwiek ją wydała, ale piszę dla siebie, ponieważ to kocham i chciałabym pociągnąć coś na wyższym poziomie od a do z.
Co do bloga i jego zawieszenia... Nie wiem kiedy zostanie odwieszony. Będę miała teraz ferie, ale i mnóstwo wyjazdów, co znów sprowadza nas do punktu wyjścia pod nazwą ,,Czas". Kochani, frekwencja bloga również nie jest pozytywna. Mało kto komentuje, mało kto obserwuje, ponieważ nie piszę już o Raurze (i szczerze mówiąc na początku zastanawiałam się, czy do tego nie wrócić). Słuchajcie, skoro tak mało jest czytelników i komentarzy, a ja na to tracę czas i siły, to nawet nie wiem, czy mi się chce tu wrócić. Także póty co zawieszam do odwołania.
Oczywiście tym osobą, które zawsze są i mimo, iż nie ma tu ich ulubionego paringu nadal czytają i komentują moją pracę - dziękuję z całego serduszka <3
Dziękuję też za wyrozumiałość, cierpliwość i liczę na was w dalszym ciągu!
Do napisania, kochani!
poniedziałek, 29 sierpnia 2016
Rozdział 17
Kolejny dzień.
Ledwo zwlekłam się z łóżka. Moje ciało było spięte. I teraz byłam pewna, że się przeforsowałam. Kiedy tylko ja i Eric wróciliśmy z zaplanowanego ,,tajemniczego dnia" (choć brzmiało to jak zabawa dla 5-latków) poszliśmy pobiegać. Cóż... Nie był to bieg rekraacyjny.
Założyliśmy się, ku mojemu nieszczęściu, kto szybciej dobiegnie do mojego miejsca zamieszkania. Jak się okazało - Eric wcale nie miał zamiaru przegrywać czy dawać mi forów, a jego kondycja była sto razy lepsza od mojej.
Tego dnia, gdy spojrzałam w lustro, wydałam z siebie przeciągły jęk. Wyglądałam okropnie. W sumie ,,okropnie", to złe określenie. Ale bardziej wydatnego nie znalazłam.
Doczłapałam się z powrotem do łóżka i postanowiłam przespać cały dzień.
Zasnęłam natychmiastowo, ale niestety w tym samym tempie zostałam drastycznie obudzona przez dźwięk telefonu.
Będąc pewna, że to Eric nawet nie fatygowałam się, by spojrzeć na wyświetlacz.
- Po tym, co wczoraj przeszłam, nie mam nawet siły rozmawiać - powiedziałam rozespanym głosem.
- Wow, Vanka, co on Ci zrobił? - usłyszałam rozbawienie po drugiej stronie. Jak się okazało, nie dzwonił Eric. Dzwoniła Alice.
- Al? To Ty? Jak miło słyszeć Twój głos! - powiedziałam bardzo ospale, choć z całych sił starałam się brzmieć entuzjastycznie.
- Twój też? - bardziej spytała, niż stwierdziła.
- Jak się czujesz? Co z tym, co Cię wczoraj spotkało?
- Cóż.... Jacob przyszedł i się mną zaopiekował, ale dziś... No cóż. Sytuacja się trochę... skomplikowała - powiedziała z lekkim wyrzutem. Od razu się rozbudziłam, słysząc jej ton. Mój mózg zaczął zbyt szybko działać na dużych obrotach, więc zakręciło mi się w głowie, przez co syknęłam z bólu.
W mojej głowie kłębiły się pytania, na jakie chciałam poznać odpowiedź. Ale wiedziałam, że Alice nie należy popędzać ani bombardować licznymi pytaniami, bo to ją tylko peszyło. Pozostało mi tylko czekać.
- Jacob naprawdę dobrze się mną zajmował, nawet zrobił mi jakieś zioła, które wieczorem postawiły mnie na nogi. Niestety, dziś to ja robię za pielęgniarkę.
Parsknęłam śmiechem. No bo co innego mogłam zrobić w tej sytuacji?
Racjonalny człowiek odpowiedziałby ,,współczuję" czy ,,może Ci pomóc", ale nie! Najlepsi przyjaciele NIE są racjonalni.
- Żeś się wkopała - powiedziałam ze śmiechem.
- Ha ha. Bardzo śmieszne. Nawet nie wiesz jak on cierpi!
- Chłopcy nie chorują, skarbie. Oni walczą o życie - ponownie zaczęłam się śmiać.
- W tym przyznam Ci rację - westchnęła. Wyobraziłam sobie, jak ściąga swoje czarne okulary, kładzie je obok i pociera skronie. Tak zawsze robiła, gdy coś się działo, a ona była zmęczona.
- Nie mogłoby być inaczej - dodałam powoli nakładając kapcie na nogi. Rozmowa z Al obudziła mnie na dobre. Nie było mowy o ponownym zmrużeniu oka.
- A co z Tobą? Co wczoraj robiliście?
- A skąd wniosek, że cokolwiek było? - spytałam, jednocześnie nalewając sobie soku do szklanki i biorąc łyka.
- Mnie nie oszukasz. Jak zadzwoniłam, to jeszcze spałaś. Dam sobie rękę uciąć, że w tym momencie wyglądasz żałośnie.
Spojrzałam ponownie na swoje odbicie. I tu warto było przyznać Al rację. Moje włosy żyły własnym życiem, moje oczy wydawały się takie małe, gdy były na wpół przymknięte, a na policzku odbiła mi się poduszka.
I zaraz... Czy ja się... Obśliniłam?
Spojrzałam na siebie z obrzydzeniem, podchodząc do kranu i myjąc twarz. Cóż... Nie wszystkie kobiety z rana wyglądają jak Top Model.
Zapewne mój oddech mógłby powalić.
- Dramatyzujesz - skomentowałam, idąc po szklankę z sokiem, jaką zostawiłam na blacie w kuchni.
- No mów. Nie mam czasu zbyt dużo. Słyszę, że Jacob znów poszedł haftować.
- No wiesz... Zawsze przegrywam zakłady, co nie?
- A mimo to, zawsze się zakładasz.
Normalnie słyszałam na odległość jej niemy śmiech!
- No i założyłam się z Erickiem.
- O co? - dopytywała.
- W sumie o nic, ale biegaliśmy. Naprawdę daleko i ciężko.
Teraz jej wybuch śmiechu się ulotnił i przez jakieś pół minuty musiałam wysłuchiwać jej histerycznego ataku. Na domiar złego w tle słychać było słabe pytanie ,,co Cię bawi?" zadane przez Jacoba i spazmatyczne słowa opowiadania, czego to ja wczoraj nie robiłam. Po czym kolejny wybuch śmiechu. Ale tym razem w dwupaku.
- Wiesz Al... Zasięg coś urywa... Odezwę się potem.
-P-Pa! - wydusiła z siebie, a ja czym prędzej się rozłączyłam.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
No błagam! Dlaczego akurat w tym momencie, gdy wyglądam jak milion nieszczęść?
Na szybkiego, podchodząc do drzwi, zaczęłam poprawiać włosy. Gdy to nie pomagało, założyłam bluzę. Z kapturem. Chociaż minimalna osłona.
Drzwi same się otworzyły. Wiedziałam, kto był taki niecierpliwy.
- Kupiłem bułeczki maślane, gorącą czekoladę, rogale francuskie i... - pogrzebał w torbie, po czym wyłonił z niej upragniony przedmiot, ciesząc się przy tym jak małe dziecko - Karmelową czekoladę.
Butem zatrzasnął drzwi, po czym wszystko położył w salonie na stole. Gdy mnie ujrzał zmarszczył brwi.
- A TY co? Chora, czy zimno Ci jest?
- Po prostu wyglądam fatalnie - powiedziałam, naciągając bardziej kaptur na głowę. Eric przewrócił zielonymi oczyma, które zaświeciły się w blasku wschodzącego słońca.
Podszedł do mnie i z przekąsem kazał ściągnąć mi kaptur.
- Nie Eric. Jest gorzej niż źle - protestowałam, trzymając oburącz kaptur, choć on wcale nie próbował mi go ściągnąć.
- Dlaczego wszystkie kobiety mają fioła na punkcie wyglądu?
- A chłopacy to może nie. Nie wmówisz mi, że przed wyjściem nawet nie spojrzałeś w lustro.
- I tu się zdziwisz - powiedział, a jego kąciki ust uniosły się ku górze. Byłam pewna, że mówił prawdę. On ciągle wyglądał jak z okładki popularnych magazynów mody.
- Twój problem - mruknęłam niezrozumiale. Eric przewrócił oczyma.
- Vanka, przed kim Ty się chowasz? Przede mną?
- Będziesz się śmiać.
- Z Ciebie? Nigdy.
Uwierzyłam. W sumie nie. Byłam pewna, że to pusta obietnica, a on zaraz wybuchnie głośnym, szczerym śmiechem.
Ale mimo moich obaw, jego twarz nawet nie drgnęła, gdy zdjęłam kaptur. Spytał tylko:
- No i? Co w tym śmiesznego?
- Wyglądam tragicznie! - powiedziałam z jękiem, po czym usiadłam ze skrzyżowanymi ramionami, jak mała dziewczynka.
- Dla mnie zawsze wyglądasz ładnie - powiedział, po czym do mnie mrugnął - Jemy bułeczki?
Uśmiechnęłam się. Mówił mi to, co w danym momencie chciałam usłyszeć. Choć byłam pewna, że wcale tak nie myśli.
W tym lubiłam go bardziej niż Al. Potrafił mnie pocieszyć i nie był szczery do bólu.
No i hej. Przyniósł mi śniadanie!
- Wiesz co? Jesteś jak jeden z superbohaterów - powiedziałam wgryzając się w - jeszcze ciepłą! - bułeczkę.
- Zadowolić kobietę to w sumie łatwa sprawa - zaśmiał się. I tak spędziłam poranek. Na śmiechach i nie przejmowaniu się wreszcie tym, jak naprawdę wyglądam. Bo przy nim mogłam być sobą.
Ledwo zwlekłam się z łóżka. Moje ciało było spięte. I teraz byłam pewna, że się przeforsowałam. Kiedy tylko ja i Eric wróciliśmy z zaplanowanego ,,tajemniczego dnia" (choć brzmiało to jak zabawa dla 5-latków) poszliśmy pobiegać. Cóż... Nie był to bieg rekraacyjny.
Założyliśmy się, ku mojemu nieszczęściu, kto szybciej dobiegnie do mojego miejsca zamieszkania. Jak się okazało - Eric wcale nie miał zamiaru przegrywać czy dawać mi forów, a jego kondycja była sto razy lepsza od mojej.
Tego dnia, gdy spojrzałam w lustro, wydałam z siebie przeciągły jęk. Wyglądałam okropnie. W sumie ,,okropnie", to złe określenie. Ale bardziej wydatnego nie znalazłam.
Doczłapałam się z powrotem do łóżka i postanowiłam przespać cały dzień.
Zasnęłam natychmiastowo, ale niestety w tym samym tempie zostałam drastycznie obudzona przez dźwięk telefonu.
Będąc pewna, że to Eric nawet nie fatygowałam się, by spojrzeć na wyświetlacz.
- Po tym, co wczoraj przeszłam, nie mam nawet siły rozmawiać - powiedziałam rozespanym głosem.
- Wow, Vanka, co on Ci zrobił? - usłyszałam rozbawienie po drugiej stronie. Jak się okazało, nie dzwonił Eric. Dzwoniła Alice.
- Al? To Ty? Jak miło słyszeć Twój głos! - powiedziałam bardzo ospale, choć z całych sił starałam się brzmieć entuzjastycznie.
- Twój też? - bardziej spytała, niż stwierdziła.
- Jak się czujesz? Co z tym, co Cię wczoraj spotkało?
- Cóż.... Jacob przyszedł i się mną zaopiekował, ale dziś... No cóż. Sytuacja się trochę... skomplikowała - powiedziała z lekkim wyrzutem. Od razu się rozbudziłam, słysząc jej ton. Mój mózg zaczął zbyt szybko działać na dużych obrotach, więc zakręciło mi się w głowie, przez co syknęłam z bólu.
W mojej głowie kłębiły się pytania, na jakie chciałam poznać odpowiedź. Ale wiedziałam, że Alice nie należy popędzać ani bombardować licznymi pytaniami, bo to ją tylko peszyło. Pozostało mi tylko czekać.
- Jacob naprawdę dobrze się mną zajmował, nawet zrobił mi jakieś zioła, które wieczorem postawiły mnie na nogi. Niestety, dziś to ja robię za pielęgniarkę.
Parsknęłam śmiechem. No bo co innego mogłam zrobić w tej sytuacji?
Racjonalny człowiek odpowiedziałby ,,współczuję" czy ,,może Ci pomóc", ale nie! Najlepsi przyjaciele NIE są racjonalni.
- Żeś się wkopała - powiedziałam ze śmiechem.
- Ha ha. Bardzo śmieszne. Nawet nie wiesz jak on cierpi!
- Chłopcy nie chorują, skarbie. Oni walczą o życie - ponownie zaczęłam się śmiać.
- W tym przyznam Ci rację - westchnęła. Wyobraziłam sobie, jak ściąga swoje czarne okulary, kładzie je obok i pociera skronie. Tak zawsze robiła, gdy coś się działo, a ona była zmęczona.
- Nie mogłoby być inaczej - dodałam powoli nakładając kapcie na nogi. Rozmowa z Al obudziła mnie na dobre. Nie było mowy o ponownym zmrużeniu oka.
- A co z Tobą? Co wczoraj robiliście?
- A skąd wniosek, że cokolwiek było? - spytałam, jednocześnie nalewając sobie soku do szklanki i biorąc łyka.
- Mnie nie oszukasz. Jak zadzwoniłam, to jeszcze spałaś. Dam sobie rękę uciąć, że w tym momencie wyglądasz żałośnie.
Spojrzałam ponownie na swoje odbicie. I tu warto było przyznać Al rację. Moje włosy żyły własnym życiem, moje oczy wydawały się takie małe, gdy były na wpół przymknięte, a na policzku odbiła mi się poduszka.
I zaraz... Czy ja się... Obśliniłam?
Spojrzałam na siebie z obrzydzeniem, podchodząc do kranu i myjąc twarz. Cóż... Nie wszystkie kobiety z rana wyglądają jak Top Model.
Zapewne mój oddech mógłby powalić.
- Dramatyzujesz - skomentowałam, idąc po szklankę z sokiem, jaką zostawiłam na blacie w kuchni.
- No mów. Nie mam czasu zbyt dużo. Słyszę, że Jacob znów poszedł haftować.
- No wiesz... Zawsze przegrywam zakłady, co nie?
- A mimo to, zawsze się zakładasz.
Normalnie słyszałam na odległość jej niemy śmiech!
- No i założyłam się z Erickiem.
- O co? - dopytywała.
- W sumie o nic, ale biegaliśmy. Naprawdę daleko i ciężko.
Teraz jej wybuch śmiechu się ulotnił i przez jakieś pół minuty musiałam wysłuchiwać jej histerycznego ataku. Na domiar złego w tle słychać było słabe pytanie ,,co Cię bawi?" zadane przez Jacoba i spazmatyczne słowa opowiadania, czego to ja wczoraj nie robiłam. Po czym kolejny wybuch śmiechu. Ale tym razem w dwupaku.
- Wiesz Al... Zasięg coś urywa... Odezwę się potem.
-P-Pa! - wydusiła z siebie, a ja czym prędzej się rozłączyłam.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
No błagam! Dlaczego akurat w tym momencie, gdy wyglądam jak milion nieszczęść?
Na szybkiego, podchodząc do drzwi, zaczęłam poprawiać włosy. Gdy to nie pomagało, założyłam bluzę. Z kapturem. Chociaż minimalna osłona.
Drzwi same się otworzyły. Wiedziałam, kto był taki niecierpliwy.
- Kupiłem bułeczki maślane, gorącą czekoladę, rogale francuskie i... - pogrzebał w torbie, po czym wyłonił z niej upragniony przedmiot, ciesząc się przy tym jak małe dziecko - Karmelową czekoladę.
Butem zatrzasnął drzwi, po czym wszystko położył w salonie na stole. Gdy mnie ujrzał zmarszczył brwi.
- A TY co? Chora, czy zimno Ci jest?
- Po prostu wyglądam fatalnie - powiedziałam, naciągając bardziej kaptur na głowę. Eric przewrócił zielonymi oczyma, które zaświeciły się w blasku wschodzącego słońca.
Podszedł do mnie i z przekąsem kazał ściągnąć mi kaptur.
- Nie Eric. Jest gorzej niż źle - protestowałam, trzymając oburącz kaptur, choć on wcale nie próbował mi go ściągnąć.
- Dlaczego wszystkie kobiety mają fioła na punkcie wyglądu?
- A chłopacy to może nie. Nie wmówisz mi, że przed wyjściem nawet nie spojrzałeś w lustro.
- I tu się zdziwisz - powiedział, a jego kąciki ust uniosły się ku górze. Byłam pewna, że mówił prawdę. On ciągle wyglądał jak z okładki popularnych magazynów mody.
- Twój problem - mruknęłam niezrozumiale. Eric przewrócił oczyma.
- Vanka, przed kim Ty się chowasz? Przede mną?
- Będziesz się śmiać.
- Z Ciebie? Nigdy.
Uwierzyłam. W sumie nie. Byłam pewna, że to pusta obietnica, a on zaraz wybuchnie głośnym, szczerym śmiechem.
Ale mimo moich obaw, jego twarz nawet nie drgnęła, gdy zdjęłam kaptur. Spytał tylko:
- No i? Co w tym śmiesznego?
- Wyglądam tragicznie! - powiedziałam z jękiem, po czym usiadłam ze skrzyżowanymi ramionami, jak mała dziewczynka.
- Dla mnie zawsze wyglądasz ładnie - powiedział, po czym do mnie mrugnął - Jemy bułeczki?
Uśmiechnęłam się. Mówił mi to, co w danym momencie chciałam usłyszeć. Choć byłam pewna, że wcale tak nie myśli.
W tym lubiłam go bardziej niż Al. Potrafił mnie pocieszyć i nie był szczery do bólu.
No i hej. Przyniósł mi śniadanie!
- Wiesz co? Jesteś jak jeden z superbohaterów - powiedziałam wgryzając się w - jeszcze ciepłą! - bułeczkę.
- Zadowolić kobietę to w sumie łatwa sprawa - zaśmiał się. I tak spędziłam poranek. Na śmiechach i nie przejmowaniu się wreszcie tym, jak naprawdę wyglądam. Bo przy nim mogłam być sobą.
***
Hejka!
Znów wracam, po przerwie. Miałam dodawać częściej rozdziały, ale nic z tego nie wyszło.
Miałam zbyt dużo na głowie. Naprawdę dużo.
Przepraszam więc, że rozdziały są rzadko.
Do napisania!
(Kochani, jeśli komuś nie skomentowałam rozdziałów na blogach - przepraszam! Dajcie linki, postaram się przeczytać i skomentować w wolnej chwili)
wtorek, 2 sierpnia 2016
Rozdział 16
<Tydzień później>
- Zatrułam się - usłyszałam w telefonie głos przyjaciółki. Głos tak słaby i cienki, że gdyby nie to, iż dobrze ją znam, śmiało mogłabym powiedzieć, że nie należy do niej.
- Co wy żeście wczoraj jedli? - spytałam wzdychając.
- Wiesz... Jacob chciał mi pokazać, że jedzenie sushi może sprawić przyjemność. W sensie jedzenie... Surowej... Ryby.. - usłyszałam kolejny odgłos wymiotowania w słuchawce, więc zmarszczyłam nos i wzdrygnęłam się na samą myśl.
Nienawidziłam wymiotować, a kiedy widziałam, że robi to ktoś inny sama miałam ochotę do niego dołączyć. Spaczone, ale prawdziwe.
- Jesteś tam? - spytałam, zagryzając wargę. Eric oderwał się na chwilkę od swojego PS4 i spojrzał na mnie, unosząc jedną brew. Pokazałam mu gestem, by chwilkę poczekał, on jednak całkowicie oderwał się od swojego sprzętu. Westchnęłam.
- Jestem... Chyba... Źle mi... Nie obrazisz się, jeśli z wami nie pójdę?
- Daj spokój, nie będę Cię ciągnęła w takim stanie - powiedziałam z troską. Wiedziałam, że kiedy Alice jest chora, cała jej rodzinka zbiera się, by się nad nią poużalać. To w końcu jedyna okazja, kiedy mogą ją odwiedzić. Alice chciała być niezależna.
- Kochana jesteś. Pozdrów Ericka - powiedziawszy to, rozłączyła się.
Westchnęłam, chowając telefon do kieszeni.
- Nie idzie, prawda? - spytał Eric, siadając koło mnie na kanapie. Siedzieliśmy u niego w salonie i mieliśmy czekać na Jacoba i Alice. Kiedy ten pierwszy dowiedział się o stanie swojej narzeczonej nie tracił chwili dłużej i popędził do niej.
- Możemy zrezygnować, jeśli nie masz ochoty - powiedziałam po chwili.
Był moim przyjacielem i spędzaliśmy razem mnóstwo czasu. No ale ile można razy dziennie widzieć tą samą twarz?
- Daj spokój - powiedział rozbawiony - Chyba, że Ty też fatalnie się czujesz - powiedział dając mi kuksańca w bok.
Zaśmiałam się. Było mi żal przyjaciółki, nawet bardzo. Ale w życiu bym nie chciała przejąć jej stanu zdrowia.
- Możemy pierw zrobić mini pizze, co Ty na to, hmm? - spytałam.
Eric pokiwał głową z niedowierzaniem. Przewrócił oczyma, ale skierował się w stronę swojej ogromnej kuchni.
- Nie wiem, czy mam wszystkie składniki. Ostatnio musiałem zasuwać do sklepu, kiedy zachciało Ci się bułeczek maślanych.
- Ale ej! Sam mówiłeś, że były pyszne! - broniłam się. Eric podszedł bliżej, krzyżując dłonie na piersiach. Uniósł brew, łapiąc moje spojrzenie swoimi zielonymi tęczówkami.
- Nie kwestionuję Twoich zdolności kulinarnych, ale nie wiem czy zauważyłaś, sklep mamy pięć kilometrów stąd.
Zaśmiałam się.
- To nie moja wina, że mieszkacie na odludziu - zaśmiałam się. Tamtego dnia Eric szedł na pieszo, kiedy akurat złapał go deszcz. Do końca dnia musiałam nad nim skakać, jak nad dzieckiem. Podawać jedzenie, robić herbatki, włączać filmy... Okropieństwo! Potrafił się zemścić.
- Na odludziu, na jakie uwielbiasz przychodzić - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Parsknęłam.
- Macie ciasto francuskie? - spytałam, podchodząc do lodówki. Czułam się tu jak u siebie. Jego tata pokazywał się rzadko, ciągle pracował, albo porozumiewał się z synem jakimś tajemniczym szyfrem typu: ,,Już czas", ,,Pamiętałeś?", ,,Dziś podwójnie". Nie rozumiałam tego, ale nie wnikałam. Eric unikał tego tematu. Tak samo, jak tematu matki.
- Wiedziałem, że będziesz chciała z nim coś robić, więc kupiłem trzy paczki na zapas - powiedział, podchodząc do pomidorów i zaczynając je kroić.
- Awww... Kochany jesteś! - powiedziałam ironicznie, będąc rozbawioną. Pamiętał o moim zamiłowaniu do gotowania. Choć zazwyczaj wszystkie potrawy robiliśmy razem.
Nie cierpiałam z kimś gotować, bo zawsze ktoś mi mieszał w kuchni, robił coś po nie mojej myśli i zwyczajnie się kręcił. Za to Eric dokładnie wiedział co ma robić, nigdy nie pytał, czy robi to dobrze czy źle. Uwielbiałam z nim gotować.
- Brokuły masz w dolnej szufladzie lodówki, parmezan na samej górze, a piersi z kurczaka tam gdzie zawsze - poinstruował mnie.
Robiliśmy zawsze tę samą pizzę. To był nasz przepis.
- A pieczarki?
- Już Ci wystawiłem - uśmiechnął się, kończąc krojenie i biorąc się za cebulę.
Ja wzięłam się za doprawianie i krojenie mięsa oraz smażenie go z cebulą, jaką wcześniej mi pokroił.
Włączyłam radio, więc do akcji wkroczyły nasze codzienne wygłupy. Z nim nie dało się nudzić.
- Posmaruj ciasto przecierem - powiedziałam odwracając się do niego. Ku mojemu zaskoczeniu, ciasto było już posmarowane, pieczarki i wcześniej ugotowany brokuł już wyłożone, pomidor tak samo. Wszystko czekało niejako na mój ruch. Zaskoczona podeszłam, wykładając mięso, a Eric posypał wszystko parmezanem.
- Coś jeszcze? - spytał, unosząc jedną brew ku górze. Jeden z kącików jego ust uniósł się ku górze. Był to łobuzerski uśmiech, mówiący ,,szach-mat". Uśmiech zwycięzcy.
- Nie fair - powiedziałam marszcząc brwi.
- W gotowaniu nie ma rzeczy nie fair - zaśmiał się, rozbawiony moją reakcją.
- Dobra, wstawiaj pizzę do pieca - powiedziałam z uśmiechem. Na niego nie można było się gniewać.
Niedługo później mieliśmy już zjedzoną pizzę, a na zegarku godzinę 18:00. Mieliśmy jeszcze pół godziny do seansu.
- Coś mamy na jutro? - spytałam.
- Van, w jakim świecie Ty żyjesz? Jutro sobota.
Od jakiegoś czasu wszystkie dni tygodnia mi się ze sobą zlewały. Miałam świadomość, że to może być przez nadchodzący termin oddania pracy lingwistycznej. Mimo, że mieliśmy już ją niemal ukończoną, to ciągle czułam, że jeszcze coś można do niej dodać.
Dodatkowo ciągle nurtowało mnie kilka pytań względem Erica, więc to na nich się skupiałam.
- Eric, dlaczego tak naprawdę nie było Cię cały poprzedni rok w szkole? - spytałam.
Zaskoczony brunet przestał się uśmiechać. Spojrzał na mnie uważnie.
- Van, do czego dążysz? Skąd to nagłe pytanie?
- Bardzo mnie nurtuje, a wszystko zaczęło mi się układać w jedną całość.
No dobra. Tak naprawdę naczytałam się powieści kryminalnych i czułam, że zmierzam w sam środek enigmy. Czarnej dziury. Odkrycie jego tajemnic było nierealne, ale warto było spróbować. Tym bardziej, że Eric skrzyżował dłonie na piersiach i niespokojnie się poruszył.
To dało mi pewność, że on ma sekret i boi się, że znam odpowiedź.
- Co Ci się ułożyło? - spytał nie pewnie.
- Eric, czy Ty w poprzednim roku byłeś w więzieniu? - spytałam całkiem poważnie.
Jednak jego reakcja całkowicie pozbawiła mnie złudzeń i zaskoczyła totalnie.
Eric wybuchnął śmiechem.
- Zatrułam się - usłyszałam w telefonie głos przyjaciółki. Głos tak słaby i cienki, że gdyby nie to, iż dobrze ją znam, śmiało mogłabym powiedzieć, że nie należy do niej.
- Co wy żeście wczoraj jedli? - spytałam wzdychając.
- Wiesz... Jacob chciał mi pokazać, że jedzenie sushi może sprawić przyjemność. W sensie jedzenie... Surowej... Ryby.. - usłyszałam kolejny odgłos wymiotowania w słuchawce, więc zmarszczyłam nos i wzdrygnęłam się na samą myśl.
Nienawidziłam wymiotować, a kiedy widziałam, że robi to ktoś inny sama miałam ochotę do niego dołączyć. Spaczone, ale prawdziwe.
- Jesteś tam? - spytałam, zagryzając wargę. Eric oderwał się na chwilkę od swojego PS4 i spojrzał na mnie, unosząc jedną brew. Pokazałam mu gestem, by chwilkę poczekał, on jednak całkowicie oderwał się od swojego sprzętu. Westchnęłam.
- Jestem... Chyba... Źle mi... Nie obrazisz się, jeśli z wami nie pójdę?
- Daj spokój, nie będę Cię ciągnęła w takim stanie - powiedziałam z troską. Wiedziałam, że kiedy Alice jest chora, cała jej rodzinka zbiera się, by się nad nią poużalać. To w końcu jedyna okazja, kiedy mogą ją odwiedzić. Alice chciała być niezależna.
- Kochana jesteś. Pozdrów Ericka - powiedziawszy to, rozłączyła się.
Westchnęłam, chowając telefon do kieszeni.
- Nie idzie, prawda? - spytał Eric, siadając koło mnie na kanapie. Siedzieliśmy u niego w salonie i mieliśmy czekać na Jacoba i Alice. Kiedy ten pierwszy dowiedział się o stanie swojej narzeczonej nie tracił chwili dłużej i popędził do niej.
- Możemy zrezygnować, jeśli nie masz ochoty - powiedziałam po chwili.
Był moim przyjacielem i spędzaliśmy razem mnóstwo czasu. No ale ile można razy dziennie widzieć tą samą twarz?
- Daj spokój - powiedział rozbawiony - Chyba, że Ty też fatalnie się czujesz - powiedział dając mi kuksańca w bok.
Zaśmiałam się. Było mi żal przyjaciółki, nawet bardzo. Ale w życiu bym nie chciała przejąć jej stanu zdrowia.
- Możemy pierw zrobić mini pizze, co Ty na to, hmm? - spytałam.
Eric pokiwał głową z niedowierzaniem. Przewrócił oczyma, ale skierował się w stronę swojej ogromnej kuchni.
- Nie wiem, czy mam wszystkie składniki. Ostatnio musiałem zasuwać do sklepu, kiedy zachciało Ci się bułeczek maślanych.
- Ale ej! Sam mówiłeś, że były pyszne! - broniłam się. Eric podszedł bliżej, krzyżując dłonie na piersiach. Uniósł brew, łapiąc moje spojrzenie swoimi zielonymi tęczówkami.
- Nie kwestionuję Twoich zdolności kulinarnych, ale nie wiem czy zauważyłaś, sklep mamy pięć kilometrów stąd.
Zaśmiałam się.
- To nie moja wina, że mieszkacie na odludziu - zaśmiałam się. Tamtego dnia Eric szedł na pieszo, kiedy akurat złapał go deszcz. Do końca dnia musiałam nad nim skakać, jak nad dzieckiem. Podawać jedzenie, robić herbatki, włączać filmy... Okropieństwo! Potrafił się zemścić.
- Na odludziu, na jakie uwielbiasz przychodzić - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Parsknęłam.
- Macie ciasto francuskie? - spytałam, podchodząc do lodówki. Czułam się tu jak u siebie. Jego tata pokazywał się rzadko, ciągle pracował, albo porozumiewał się z synem jakimś tajemniczym szyfrem typu: ,,Już czas", ,,Pamiętałeś?", ,,Dziś podwójnie". Nie rozumiałam tego, ale nie wnikałam. Eric unikał tego tematu. Tak samo, jak tematu matki.
- Wiedziałem, że będziesz chciała z nim coś robić, więc kupiłem trzy paczki na zapas - powiedział, podchodząc do pomidorów i zaczynając je kroić.
- Awww... Kochany jesteś! - powiedziałam ironicznie, będąc rozbawioną. Pamiętał o moim zamiłowaniu do gotowania. Choć zazwyczaj wszystkie potrawy robiliśmy razem.
Nie cierpiałam z kimś gotować, bo zawsze ktoś mi mieszał w kuchni, robił coś po nie mojej myśli i zwyczajnie się kręcił. Za to Eric dokładnie wiedział co ma robić, nigdy nie pytał, czy robi to dobrze czy źle. Uwielbiałam z nim gotować.
- Brokuły masz w dolnej szufladzie lodówki, parmezan na samej górze, a piersi z kurczaka tam gdzie zawsze - poinstruował mnie.
Robiliśmy zawsze tę samą pizzę. To był nasz przepis.
- A pieczarki?
- Już Ci wystawiłem - uśmiechnął się, kończąc krojenie i biorąc się za cebulę.
Ja wzięłam się za doprawianie i krojenie mięsa oraz smażenie go z cebulą, jaką wcześniej mi pokroił.
Włączyłam radio, więc do akcji wkroczyły nasze codzienne wygłupy. Z nim nie dało się nudzić.
- Posmaruj ciasto przecierem - powiedziałam odwracając się do niego. Ku mojemu zaskoczeniu, ciasto było już posmarowane, pieczarki i wcześniej ugotowany brokuł już wyłożone, pomidor tak samo. Wszystko czekało niejako na mój ruch. Zaskoczona podeszłam, wykładając mięso, a Eric posypał wszystko parmezanem.
- Coś jeszcze? - spytał, unosząc jedną brew ku górze. Jeden z kącików jego ust uniósł się ku górze. Był to łobuzerski uśmiech, mówiący ,,szach-mat". Uśmiech zwycięzcy.
- Nie fair - powiedziałam marszcząc brwi.
- W gotowaniu nie ma rzeczy nie fair - zaśmiał się, rozbawiony moją reakcją.
- Dobra, wstawiaj pizzę do pieca - powiedziałam z uśmiechem. Na niego nie można było się gniewać.
Niedługo później mieliśmy już zjedzoną pizzę, a na zegarku godzinę 18:00. Mieliśmy jeszcze pół godziny do seansu.
- Coś mamy na jutro? - spytałam.
- Van, w jakim świecie Ty żyjesz? Jutro sobota.
Od jakiegoś czasu wszystkie dni tygodnia mi się ze sobą zlewały. Miałam świadomość, że to może być przez nadchodzący termin oddania pracy lingwistycznej. Mimo, że mieliśmy już ją niemal ukończoną, to ciągle czułam, że jeszcze coś można do niej dodać.
Dodatkowo ciągle nurtowało mnie kilka pytań względem Erica, więc to na nich się skupiałam.
- Eric, dlaczego tak naprawdę nie było Cię cały poprzedni rok w szkole? - spytałam.
Zaskoczony brunet przestał się uśmiechać. Spojrzał na mnie uważnie.
- Van, do czego dążysz? Skąd to nagłe pytanie?
- Bardzo mnie nurtuje, a wszystko zaczęło mi się układać w jedną całość.
No dobra. Tak naprawdę naczytałam się powieści kryminalnych i czułam, że zmierzam w sam środek enigmy. Czarnej dziury. Odkrycie jego tajemnic było nierealne, ale warto było spróbować. Tym bardziej, że Eric skrzyżował dłonie na piersiach i niespokojnie się poruszył.
To dało mi pewność, że on ma sekret i boi się, że znam odpowiedź.
- Co Ci się ułożyło? - spytał nie pewnie.
- Eric, czy Ty w poprzednim roku byłeś w więzieniu? - spytałam całkiem poważnie.
Jednak jego reakcja całkowicie pozbawiła mnie złudzeń i zaskoczyła totalnie.
Eric wybuchnął śmiechem.
***
Witajcie kochani! Dziś trochę skupienia na głównych bohaterach i trochę wspólnego czasu :p
Wiem, wiem. Możecie mnie zabić (choćby i patelnią), bo ponad dwa tygodnie nie było rozdziału. Ale te wakacje są na wariackich papierach.
Jak mi mijają? Dłużą mi się. Czuję się już nimi wykończona i sama się zastanawiam, czy nie lepiej już byłoby wrócić do szkoły :p Yes, I am psychic.
Rozdział z dedykiem dla Mysterious Star (obym dobrze napisała).
Do napisania!
poniedziałek, 1 sierpnia 2016
LBA
Zostałam nominowana do LBA przez jedną z moich kochanych czytelniczek (Milky Way) z bloga http://life-is-like-a-labyrinth-raura.blogspot.com/2016/07/lba.html
Zanim przejdę do pytań i odpowiedzi, chciałam bardzo wszystkim podziękować za cierpliwość i wytrwałość (bo rozdziału nie ma od... 14/15 dni, ale wszystko przez liczne wyjazdy. Postaram się dodać je jak najszybciej!).
Od razu dodam listę nominowanych przeze mnie osób:
1. Lauren Coolness
2. Invisible
3. Arię Lynch
4. Ayati Flagrate
5. Karlee
Moje pytania:
1. Od jak dawna piszesz?
2. Co Cię do tego skłoniło?
3. Co jest Twoją inspiracją?
4. Czym kierujesz się podczas pisania?
5. Kim zamierzasz zostać w przyszłości?
6. Jak pisanie oddziałuje na Ciebie?
7. Jakie emocje najczęściej odzwierciedla Twój sposób pisania?
8. Kto najbardziej Cię wspiera?
9. Na czym opiera się Twoje zamiłowanie do prowadzenia bloga?
10. Podaj 3 najlepsze Twoim zdaniem blogi.
11. Opisz siebie trzema słowami.
To już wszystko kochani z tej serii :) Teraz kilka słów o mnie, które zapewne opiszą odpowiedzi na pytania Milky ;)
1. Dlaczego zdecydowałaś się założyć bloga?
1) Namówiła mnie do tego jedna z fanek Raury, gdy publikowałam jeszcze swoje historię na facebook'u jako Rauslly.
2. Czym jest dla Ciebie pisanie?
2) Tym samym, co czytanie książek :) Ucieczką, od rzeczywistości, sposobem, na radzenie sobie z problemami, oddawaniem emocji i uczuć, jakie się we mnie kłębią, ostateczne pozbywanie się wspomnień... I oczywiście moim największym hobby :)
3. Planujesz kolejnego bloga?
3) Nieuniknione :) Zapewne o Raurze :P
4. Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
4) Moje plany są ściśle związane z medycyną
5. Jakie masz zainteresowania?
5) Sporo tego. Muzyka, śpiew, pisanie, fryzjerstwo, nauka przedmiotów ścisłych, granie na instrumentach, czasami taniec, oglądanie filmów, gotowanie, czytanie książek... Nie sposób wymienić wszystkiego!
6. Jakie cechy charakteru lubisz w ludziach, a jakich nie?
6) Podoba mi się to pytanie :D Uwielbiam jeśli osoba ma w sobie nutkę czy też otoczkę enigmatyczności. Lubię spontaniczność i poczucie humoru oraz dystans do siebie. To, jeśli ktoś nie udaje kim jest i potrafi być taktowny. Nie cierpię arogancji, sprośnego humoru, typowych ,,sebków", osób, które prowadzą się niemoralnie oraz takich, których życie opiera się na ploteczkach. Słodkie-Idiotki również nie są moimi faworytami.
7. Jakie jest Twoje największe marzenie?
7) Zamieszkać w Toskanii
8. Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu?
8) Religia oraz moja rodzina i ich szczęście czy też bezpieczeństwo
9. Czy przez jeden dzień chciałabyś być sławną osobą? Jak tak, to jaką?
9) Nie :) Lubię moje życie, nie oddałabym go za nic ;)
10. Gdybyś mogła przenieść się w czasie, przeniosłabyś się do przeszłości czy przyszłości?
10) Przeszłości :)
11. Jeśli czytasz moje blogi, to co o nich sądzisz?
11) Kochanie, Ty wiesz, że kocham Twój styl pisania ^^ Masz niesamowity potencjał, a ja niestety czasem zapomnę Ci skomentować, choć Ty to robisz zawsze. Postaram się to nadrobić! ^^ Warto wspierać takie talenty, jak Twój ;)
To już wszystkie pytania kochani. Jak skończę czytać książki i zrobię mały remont w pokoju, to postaram się dodać rozdział ;) Do napisania!
Zanim przejdę do pytań i odpowiedzi, chciałam bardzo wszystkim podziękować za cierpliwość i wytrwałość (bo rozdziału nie ma od... 14/15 dni, ale wszystko przez liczne wyjazdy. Postaram się dodać je jak najszybciej!).
Od razu dodam listę nominowanych przeze mnie osób:
1. Lauren Coolness
2. Invisible
3. Arię Lynch
4. Ayati Flagrate
5. Karlee
Moje pytania:
1. Od jak dawna piszesz?
2. Co Cię do tego skłoniło?
3. Co jest Twoją inspiracją?
4. Czym kierujesz się podczas pisania?
5. Kim zamierzasz zostać w przyszłości?
6. Jak pisanie oddziałuje na Ciebie?
7. Jakie emocje najczęściej odzwierciedla Twój sposób pisania?
8. Kto najbardziej Cię wspiera?
9. Na czym opiera się Twoje zamiłowanie do prowadzenia bloga?
10. Podaj 3 najlepsze Twoim zdaniem blogi.
11. Opisz siebie trzema słowami.
To już wszystko kochani z tej serii :) Teraz kilka słów o mnie, które zapewne opiszą odpowiedzi na pytania Milky ;)
1. Dlaczego zdecydowałaś się założyć bloga?
1) Namówiła mnie do tego jedna z fanek Raury, gdy publikowałam jeszcze swoje historię na facebook'u jako Rauslly.
2. Czym jest dla Ciebie pisanie?
2) Tym samym, co czytanie książek :) Ucieczką, od rzeczywistości, sposobem, na radzenie sobie z problemami, oddawaniem emocji i uczuć, jakie się we mnie kłębią, ostateczne pozbywanie się wspomnień... I oczywiście moim największym hobby :)
3. Planujesz kolejnego bloga?
3) Nieuniknione :) Zapewne o Raurze :P
4. Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
4) Moje plany są ściśle związane z medycyną
5. Jakie masz zainteresowania?
5) Sporo tego. Muzyka, śpiew, pisanie, fryzjerstwo, nauka przedmiotów ścisłych, granie na instrumentach, czasami taniec, oglądanie filmów, gotowanie, czytanie książek... Nie sposób wymienić wszystkiego!
6. Jakie cechy charakteru lubisz w ludziach, a jakich nie?
6) Podoba mi się to pytanie :D Uwielbiam jeśli osoba ma w sobie nutkę czy też otoczkę enigmatyczności. Lubię spontaniczność i poczucie humoru oraz dystans do siebie. To, jeśli ktoś nie udaje kim jest i potrafi być taktowny. Nie cierpię arogancji, sprośnego humoru, typowych ,,sebków", osób, które prowadzą się niemoralnie oraz takich, których życie opiera się na ploteczkach. Słodkie-Idiotki również nie są moimi faworytami.
7. Jakie jest Twoje największe marzenie?
7) Zamieszkać w Toskanii
8. Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu?
8) Religia oraz moja rodzina i ich szczęście czy też bezpieczeństwo
9. Czy przez jeden dzień chciałabyś być sławną osobą? Jak tak, to jaką?
9) Nie :) Lubię moje życie, nie oddałabym go za nic ;)
10. Gdybyś mogła przenieść się w czasie, przeniosłabyś się do przeszłości czy przyszłości?
10) Przeszłości :)
11. Jeśli czytasz moje blogi, to co o nich sądzisz?
11) Kochanie, Ty wiesz, że kocham Twój styl pisania ^^ Masz niesamowity potencjał, a ja niestety czasem zapomnę Ci skomentować, choć Ty to robisz zawsze. Postaram się to nadrobić! ^^ Warto wspierać takie talenty, jak Twój ;)
To już wszystkie pytania kochani. Jak skończę czytać książki i zrobię mały remont w pokoju, to postaram się dodać rozdział ;) Do napisania!
piątek, 15 lipca 2016
Rozdział 15
Jeszcze tego samego dnia nasza paczka wybrała się, by... surfować. Coś, czego nigdy w życiu nie robiłam i coś, do czego nigdy mnie nie ciągnęło.
Głównie ze względu na to, że moja koordynacja ruchowa nie była w najlepszej formie.
Cóż by rzec... Eric wiedział od moich przyjaciół, że nigdy nie surfowałam, a - jak się okazało - on jest urodzonym surferem. Powiedział, że postanowił się nade mną ,,zlitować" (jakbym jeszcze tego potrzebowała) i nauczyć mnie od podstaw tego jakże ,,bezpiecznego" sportu.
Stałam na desce, starając się utrzymać równowagę. Przechylałam się na boki, tak, jak widziałam to na hollywoodzkich produkcjach filmowych, ale co chwile zbyt bardzo się chwiałam i spadałam, ku uciesze przyjaciół.
- To nie dla mnie.
- Nigdy Ci się nie uda z takim podejściem - powiedział Eric, już po raz kolejny ze zmęczenia i frustracji pocierając swoją twarz dłońmi. Choć starał się mi tego nie okazywać, był naprawdę w środku rozgoryczony, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Ale ja się ciągle przewracam! - dodałam zrozpaczona.
- A to dopiero suchy ląd. Co będzie, jak włożymy deskę do wody?
To była prawda. Wywalałam się na piasku. Mówiłam? Byłam kaleką. Życiową dodatkowo.
- Daj dłoń - powiedział, wyciągając ku mnie swoją.
- Nie, bo mnie zrzucisz z deski. Znam te Twoje zamiary - powiedziałam, mrużąc oczy. Eric uśmiechnął się z niedowierzaniem i parsknął śmiechem. Ale ja wcale nie żartowałam.
- Pokażę Ci, jaką musisz mieć pozycję, by choć przez kilka sekund utrzymać się na tym magicznym urządzeniu.
Skrzyżowałam dłonie na piersiach. Nabijał się ze mnie. A mi nie było do śmiechu.
- Ja nie umiem.
- Ale możesz się nauczyć - logiczne. Ale trudne do wykonania. Tego w nim nie lubiłam.
- Ale nie chcę! - wykrzyknęłam sfrustrowana. Mi było ciężej niż jemu!
- I tu jest pies pogrzebany. Gdybyś tylko chciała i uwierzyła, że Ci się uda, naprawdę byś mogła się nauczyć.
Stał tak przede mną, na swojej odjazdowej desce i trzymał nadal ku mnie wyciągniętą dłoń. Musiało to wyglądać komicznie, ale na tej części plaży było mało ludzi. Ci z apartamentów nie przychodzili zbyt często na plażę. Woleli swoje baseny. Ludzie są dziwni.
W końcu westchnęłam głośno i podałam mu swoją rękę.
Ujął mnie delikatnie za dłoń i ustawił moje ramiona w odpowiedniej pozycji.
Do końca dnia nadal nie udało mi się wejść do wody, ale z pomocą Erica łapałam powoli, gdzie robiłam błędy. Nawet nie spadłam już potem ani razu z deski! Co było w moim przypadku cudem.
- Jutro po szkole też tu przyjdziemy - zakomunikował, gdy tylko zaczęliśmy powoli się zbierać.
- A co z naszą pracą lingwistyczną? - dopytałam. Już dawno nie wprowadzaliśmy żadnych zmian, ani nic nie dodawaliśmy.
Eric zastanowił się chwilkę, po czym spojrzał na ekran telefonu.
- Pójdziemy jutro po szkole od razu do Ciebie, a z Jacobem i Alice spotkamy się tu jak skończymy.
- Myślisz, że jeden dzień nam wystarczy?
Eric uśmiechnął się szeroko. Jego oczy zabłyszczały w promieniach zachodzącego słońca, a jego powieki zmrużyły się. Brązowa opalenizna ładnie mieniła się w tym świetle, a niesforne włosy dodawały mu uroku.
Naprawdę był przystojny.
- Nie doceniasz nas? - spytał rozbawiony moją reakcją. Moja twarz zarumieniła się, gdy zdałam sobie sprawę, iż on wie, że na niego spoglądałam.
- Widzę, że mnie doceniasz - powiedział, po czym parsknął śmiechem.
- Ha Ha ha - sarknęłam - Mało zabawne. Po prostu kolor oczu Ci się zmienił.
Na jego twarzy wykwitło zdziwienie. Wybrnęłam.
- Naprawdę? A jaki kolor mają zazwyczaj?
Podeszłam bliżej niego i spojrzałam w płynny bursztyn tęczówek, które lśniły niczym świetlówki. Niesamowite połączenie zieleni, intensywnej zieleni jego oczu oraz promieni słonecznych.
- Zazwyczaj masz niesamowicie zielone.
Półuśmiech wdarł się na jego twarz.
- A teraz?
- A teraz masz topazowe - uśmiechnęłam się szeroko. Bazowałam świetnym nazewnictwem kolorów.
- Topazowy? Ciekawa zmiana. Ciekawe co ją wywołało...
Mimo, że było to pytanie retoryczne i bardziej doprawione ironią, to mimo wszystko odpowiedziałam na to:
- Zachodzące słońce.
- Doprawdy, Darkness? - spytał rozbawiony.
- Tak. Ale zazdroszczę Ci zmiany koloru.
- Nawet nie wiesz, jak Twoje oczy potrafią zmienić kolor.
Oho. Kolejna doza tajemnicy. Nie za bardzo mi się spodobała. Skrzyżowałam dłonie na ramionach, a włosy, pokryte piaskiem, odgarnęłam na plecy.
- To znaczy?
- Masz je w kolorze lazurytu, gdy jesteś zamyślona. Stają się intensywniejsze, gdy spoglądasz na przyjaciół, a przynajmniej tak to zauważyłem. Błękitne, gdy jesteś wesoła. Szklane, gdy jesteś smutna. A niemalże szare gdy jesteś wkurzona.
Dogłębna analiza. Zaskoczona opuściłam ramiona wzdłuż ciała. Z tym drugim miał rację, co spowodowało dalsze rumieńce.
Eric roześmiał się i potarmosił mnie po włosach, jak zazwyczaj robi to sobie rodzeństwo. Gest opiekuńczy.
Zebrał swoje rzeczy i zostawił mnie w osłupieniu.
Wychodzi na to, że nie tylko ja dokonuje analizy wszystkiego.
Im bardziej w to się zagłębiałam, tym szerzej objawiały mi się nieuniknione konsekwencje. I choć powinnam się bać z powodu zagrożeń tym wywołanych, to zaczęło coraz bardziej mi się podobać to zaintrygowanie.
A to był dopiero początek.
Eric 1, Vanessa 0.
Głównie ze względu na to, że moja koordynacja ruchowa nie była w najlepszej formie.
Cóż by rzec... Eric wiedział od moich przyjaciół, że nigdy nie surfowałam, a - jak się okazało - on jest urodzonym surferem. Powiedział, że postanowił się nade mną ,,zlitować" (jakbym jeszcze tego potrzebowała) i nauczyć mnie od podstaw tego jakże ,,bezpiecznego" sportu.
Stałam na desce, starając się utrzymać równowagę. Przechylałam się na boki, tak, jak widziałam to na hollywoodzkich produkcjach filmowych, ale co chwile zbyt bardzo się chwiałam i spadałam, ku uciesze przyjaciół.
- To nie dla mnie.
- Nigdy Ci się nie uda z takim podejściem - powiedział Eric, już po raz kolejny ze zmęczenia i frustracji pocierając swoją twarz dłońmi. Choć starał się mi tego nie okazywać, był naprawdę w środku rozgoryczony, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Ale ja się ciągle przewracam! - dodałam zrozpaczona.
- A to dopiero suchy ląd. Co będzie, jak włożymy deskę do wody?
To była prawda. Wywalałam się na piasku. Mówiłam? Byłam kaleką. Życiową dodatkowo.
- Daj dłoń - powiedział, wyciągając ku mnie swoją.
- Nie, bo mnie zrzucisz z deski. Znam te Twoje zamiary - powiedziałam, mrużąc oczy. Eric uśmiechnął się z niedowierzaniem i parsknął śmiechem. Ale ja wcale nie żartowałam.
- Pokażę Ci, jaką musisz mieć pozycję, by choć przez kilka sekund utrzymać się na tym magicznym urządzeniu.
Skrzyżowałam dłonie na piersiach. Nabijał się ze mnie. A mi nie było do śmiechu.
- Ja nie umiem.
- Ale możesz się nauczyć - logiczne. Ale trudne do wykonania. Tego w nim nie lubiłam.
- Ale nie chcę! - wykrzyknęłam sfrustrowana. Mi było ciężej niż jemu!
- I tu jest pies pogrzebany. Gdybyś tylko chciała i uwierzyła, że Ci się uda, naprawdę byś mogła się nauczyć.
Stał tak przede mną, na swojej odjazdowej desce i trzymał nadal ku mnie wyciągniętą dłoń. Musiało to wyglądać komicznie, ale na tej części plaży było mało ludzi. Ci z apartamentów nie przychodzili zbyt często na plażę. Woleli swoje baseny. Ludzie są dziwni.
W końcu westchnęłam głośno i podałam mu swoją rękę.
Ujął mnie delikatnie za dłoń i ustawił moje ramiona w odpowiedniej pozycji.
Do końca dnia nadal nie udało mi się wejść do wody, ale z pomocą Erica łapałam powoli, gdzie robiłam błędy. Nawet nie spadłam już potem ani razu z deski! Co było w moim przypadku cudem.
- Jutro po szkole też tu przyjdziemy - zakomunikował, gdy tylko zaczęliśmy powoli się zbierać.
- A co z naszą pracą lingwistyczną? - dopytałam. Już dawno nie wprowadzaliśmy żadnych zmian, ani nic nie dodawaliśmy.
Eric zastanowił się chwilkę, po czym spojrzał na ekran telefonu.
- Pójdziemy jutro po szkole od razu do Ciebie, a z Jacobem i Alice spotkamy się tu jak skończymy.
- Myślisz, że jeden dzień nam wystarczy?
Eric uśmiechnął się szeroko. Jego oczy zabłyszczały w promieniach zachodzącego słońca, a jego powieki zmrużyły się. Brązowa opalenizna ładnie mieniła się w tym świetle, a niesforne włosy dodawały mu uroku.
Naprawdę był przystojny.
- Nie doceniasz nas? - spytał rozbawiony moją reakcją. Moja twarz zarumieniła się, gdy zdałam sobie sprawę, iż on wie, że na niego spoglądałam.
- Widzę, że mnie doceniasz - powiedział, po czym parsknął śmiechem.
- Ha Ha ha - sarknęłam - Mało zabawne. Po prostu kolor oczu Ci się zmienił.
Na jego twarzy wykwitło zdziwienie. Wybrnęłam.
- Naprawdę? A jaki kolor mają zazwyczaj?
Podeszłam bliżej niego i spojrzałam w płynny bursztyn tęczówek, które lśniły niczym świetlówki. Niesamowite połączenie zieleni, intensywnej zieleni jego oczu oraz promieni słonecznych.
- Zazwyczaj masz niesamowicie zielone.
Półuśmiech wdarł się na jego twarz.
- A teraz?
- A teraz masz topazowe - uśmiechnęłam się szeroko. Bazowałam świetnym nazewnictwem kolorów.
- Topazowy? Ciekawa zmiana. Ciekawe co ją wywołało...
Mimo, że było to pytanie retoryczne i bardziej doprawione ironią, to mimo wszystko odpowiedziałam na to:
- Zachodzące słońce.
- Doprawdy, Darkness? - spytał rozbawiony.
- Tak. Ale zazdroszczę Ci zmiany koloru.
- Nawet nie wiesz, jak Twoje oczy potrafią zmienić kolor.
Oho. Kolejna doza tajemnicy. Nie za bardzo mi się spodobała. Skrzyżowałam dłonie na ramionach, a włosy, pokryte piaskiem, odgarnęłam na plecy.
- To znaczy?
- Masz je w kolorze lazurytu, gdy jesteś zamyślona. Stają się intensywniejsze, gdy spoglądasz na przyjaciół, a przynajmniej tak to zauważyłem. Błękitne, gdy jesteś wesoła. Szklane, gdy jesteś smutna. A niemalże szare gdy jesteś wkurzona.
Dogłębna analiza. Zaskoczona opuściłam ramiona wzdłuż ciała. Z tym drugim miał rację, co spowodowało dalsze rumieńce.
Eric roześmiał się i potarmosił mnie po włosach, jak zazwyczaj robi to sobie rodzeństwo. Gest opiekuńczy.
Zebrał swoje rzeczy i zostawił mnie w osłupieniu.
Wychodzi na to, że nie tylko ja dokonuje analizy wszystkiego.
Im bardziej w to się zagłębiałam, tym szerzej objawiały mi się nieuniknione konsekwencje. I choć powinnam się bać z powodu zagrożeń tym wywołanych, to zaczęło coraz bardziej mi się podobać to zaintrygowanie.
A to był dopiero początek.
Eric 1, Vanessa 0.
***
Hejka :)
Rozdział dziś krótszy, bo nawet nie wiedziałam, że będę miała tak zawalone wakacje :o
Wyjazdy, goście, prace i wgl...
Kochana Lauren - dziękuję, że pytasz słońce <3 U mnie wakacje mijają powoli, ale wyczerpująco :/ A Tobie? I wam drodzy czytelnicy? Jak wy spędzacie swój czas wolny od szkoły?
Do napisania!
Subskrybuj:
Posty (Atom)