piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 15

Jeszcze tego samego dnia nasza paczka wybrała się, by... surfować. Coś, czego nigdy w życiu nie robiłam i coś, do czego nigdy mnie nie ciągnęło.
Głównie ze względu na to, że moja koordynacja ruchowa nie była w najlepszej formie.
Cóż by rzec... Eric wiedział od moich przyjaciół, że nigdy nie surfowałam, a - jak się okazało - on jest urodzonym surferem. Powiedział, że postanowił się nade mną ,,zlitować" (jakbym jeszcze tego potrzebowała) i nauczyć mnie od podstaw tego jakże ,,bezpiecznego" sportu.
Stałam na desce, starając się utrzymać równowagę. Przechylałam się na boki, tak, jak widziałam to na hollywoodzkich produkcjach filmowych, ale co chwile zbyt bardzo się chwiałam i spadałam, ku uciesze przyjaciół.
- To nie dla mnie.
- Nigdy Ci się nie uda z takim podejściem - powiedział Eric, już po raz kolejny ze zmęczenia i frustracji pocierając swoją twarz dłońmi. Choć starał się mi tego nie okazywać, był naprawdę w środku rozgoryczony, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Ale ja się ciągle przewracam! - dodałam zrozpaczona.
- A to dopiero suchy ląd. Co będzie, jak włożymy deskę do wody?
To była prawda. Wywalałam się na piasku. Mówiłam? Byłam kaleką. Życiową dodatkowo.
- Daj dłoń - powiedział, wyciągając ku mnie swoją.
- Nie, bo mnie zrzucisz z deski. Znam te Twoje zamiary - powiedziałam, mrużąc oczy. Eric uśmiechnął się z niedowierzaniem i parsknął śmiechem. Ale ja wcale nie żartowałam.
- Pokażę Ci, jaką musisz mieć pozycję, by choć przez kilka sekund utrzymać się na tym magicznym urządzeniu.
Skrzyżowałam dłonie na piersiach. Nabijał się ze mnie. A mi nie było do śmiechu.
- Ja nie umiem.
- Ale możesz się nauczyć - logiczne. Ale trudne do wykonania. Tego w nim nie lubiłam.
- Ale nie chcę! - wykrzyknęłam sfrustrowana. Mi było ciężej niż jemu!
- I tu jest pies pogrzebany. Gdybyś tylko chciała i uwierzyła, że Ci się uda, naprawdę byś mogła się nauczyć.
Stał tak przede mną, na swojej odjazdowej desce i trzymał nadal ku mnie wyciągniętą dłoń. Musiało to wyglądać komicznie, ale na tej części plaży było mało ludzi. Ci z apartamentów nie przychodzili zbyt często na plażę. Woleli swoje baseny. Ludzie są dziwni.
W końcu westchnęłam głośno i podałam mu swoją rękę.
Ujął mnie delikatnie za dłoń i ustawił moje ramiona w odpowiedniej pozycji.
Do końca dnia nadal nie udało mi się wejść do wody, ale z pomocą Erica łapałam powoli, gdzie robiłam błędy. Nawet nie spadłam już potem ani razu z deski! Co było w moim przypadku cudem.
- Jutro po szkole też tu przyjdziemy - zakomunikował, gdy tylko zaczęliśmy powoli się zbierać.
- A co z naszą pracą lingwistyczną? - dopytałam. Już dawno nie wprowadzaliśmy żadnych zmian, ani nic nie dodawaliśmy.
Eric zastanowił się chwilkę, po czym spojrzał na ekran telefonu.
- Pójdziemy jutro po szkole od razu do Ciebie, a z Jacobem i Alice spotkamy się tu jak skończymy.
- Myślisz, że jeden dzień nam wystarczy?
Eric uśmiechnął się szeroko. Jego oczy zabłyszczały w promieniach zachodzącego słońca, a jego powieki zmrużyły się. Brązowa opalenizna ładnie mieniła się w tym świetle, a niesforne włosy dodawały mu uroku.
Naprawdę był przystojny.
- Nie doceniasz nas? - spytał rozbawiony moją reakcją. Moja twarz zarumieniła się, gdy zdałam sobie sprawę, iż on wie, że na niego spoglądałam.
- Widzę, że mnie doceniasz - powiedział, po czym parsknął śmiechem.
- Ha Ha ha - sarknęłam - Mało zabawne. Po prostu kolor oczu Ci się zmienił.
Na jego twarzy wykwitło zdziwienie. Wybrnęłam.
- Naprawdę? A jaki kolor mają zazwyczaj?
Podeszłam bliżej niego i spojrzałam w płynny bursztyn tęczówek, które lśniły niczym świetlówki. Niesamowite połączenie zieleni, intensywnej zieleni jego oczu oraz promieni słonecznych.
- Zazwyczaj masz niesamowicie zielone.
Półuśmiech wdarł się na jego twarz.
- A teraz?
- A teraz masz topazowe - uśmiechnęłam się szeroko. Bazowałam świetnym nazewnictwem kolorów.
- Topazowy? Ciekawa zmiana. Ciekawe co ją wywołało...
Mimo, że było to pytanie retoryczne i bardziej doprawione ironią, to mimo wszystko odpowiedziałam na to:
- Zachodzące słońce.
- Doprawdy, Darkness? - spytał rozbawiony.
- Tak. Ale zazdroszczę Ci zmiany koloru.
- Nawet nie wiesz, jak Twoje oczy potrafią zmienić kolor.
Oho. Kolejna doza tajemnicy. Nie za bardzo mi się spodobała. Skrzyżowałam dłonie na ramionach, a włosy, pokryte piaskiem, odgarnęłam na plecy.
- To znaczy?
- Masz je w kolorze lazurytu, gdy jesteś zamyślona. Stają się intensywniejsze, gdy spoglądasz na przyjaciół, a przynajmniej tak to zauważyłem. Błękitne, gdy jesteś wesoła. Szklane, gdy jesteś smutna. A niemalże szare gdy jesteś wkurzona.
Dogłębna analiza. Zaskoczona opuściłam ramiona wzdłuż ciała. Z tym drugim miał rację, co spowodowało dalsze rumieńce.
Eric roześmiał się i potarmosił mnie po włosach, jak zazwyczaj robi to sobie rodzeństwo. Gest opiekuńczy.
Zebrał swoje rzeczy i zostawił mnie w osłupieniu.
Wychodzi na to, że nie tylko ja dokonuje analizy wszystkiego.
Im bardziej w to się zagłębiałam, tym szerzej objawiały mi się nieuniknione konsekwencje. I choć powinnam się bać z powodu zagrożeń tym wywołanych, to zaczęło coraz bardziej mi się podobać to zaintrygowanie.
A to był dopiero początek.
Eric 1, Vanessa 0.
***
Hejka :)
Rozdział dziś krótszy, bo nawet nie wiedziałam, że będę miała tak zawalone wakacje :o
Wyjazdy, goście, prace i wgl...
Kochana Lauren - dziękuję, że pytasz słońce <3 U mnie wakacje mijają powoli, ale wyczerpująco :/ A Tobie? I wam drodzy czytelnicy? Jak wy spędzacie swój czas wolny od szkoły?
Do napisania!